Świat

Ja, dawniej luteranin, a teraz katolik

Autor wyjaśnia drogę swojej konwersji z luteranina na katolika i sens, jaki odkrył w tej podróży. Pomogły mu rozmowy z luterańskim pastorem; przykład innych konwertytów; wsparcie luterańskiej rodziny i przyjaciół....

Ville Savolainen-18 kwietnia 2017 r.-Czas czytania: 7 minuty

Był rok 1987, kiedy zobaczyłem światło w wiosce w głębi Finlandii. Kilka dni później zostałem ochrzczony w Kościele Luterańskim, ponieważ moja rodzina należy do Kościoła Luterańskiego. Jestem pierworodnym z dziewięciorga rodzeństwa. Moi rodzice od samego początku chcieli dać nam solidne chrześcijańskie wychowanie. Chodziliśmy na mszę luterańską, a także na różne zajęcia, które parafia oferowała dzieciom.

W krajach skandynawskich obecność Kościoła luterańskiego jest bardzo silna. W Finlandii sięga po nią prawie 75 % populacji. Ma status kościoła narodowego, z pewnymi korzyściami podatkowymi, które pomagają zorganizować zadanie szkolenia i służby wielu ludziom. Do 2000 roku biskupi luterańscy w kraju byli mianowani przez prezydenta Republiki. Z kolei Kościół katolicki to m.in. mniejszość w społeczeństwie fińskimtylko 0,2 % populacji. Wielu luteran widziało w nim "boga", coś, co ma bardzo negatywne konotacje i co budzi nieufność: tak było również w moim przypadku.

Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale nawet jako dziecko cierpiałem z powodu podziału i separacji chrześcijan. Interesowało mnie zrozumienie przyczyn tych podziałów. Jednocześnie miałem coraz większe poczucie, że czegoś brakuje. Miałam około 15 lat, kiedy wyraziłam ten niepokój w domu.

Zawsze uderzała mnie pobożność liturgiczna, cisza wewnątrz kościoła, radość i pokój Kościołów katolickiego i prawosławnego. Ponadto swoim pięknem, sztuką, wystrojem, a przede wszystkim odprawianiem Mszy Świętej, ich kościoły miały dla mnie pewną atrakcję. Jako młody człowiek bardzo interesowałem się filozofią i pochłaniałem klasyczną literaturę, a także boks, mój ulubiony wówczas sport.

W Finlandii wśród młodych luteran w wieku 15-16 lat istnieje od dawna utrwalony zwyczaj. Jest to obóz z okazji bierzmowania. Jest to zazwyczaj dwutygodniowy obóz letni, na którym odbywa się kurs formacji chrześcijańskiej dla młodzieży pragnącej przyjąć sakrament bierzmowania. Umożliwia to przyjęcie Komunii Świętej bez konieczności obecności osoby dorosłej. Dziś w tych obozach uczestniczy ponad 80 % fińskiej młodzieży. Jest modlitwa, śpiew, rozmowy, pływanie, grillowanie... Kilka dni intensywnego kontaktu z Bogiem i ze sobą nawzajem, ciesząc się lasami i jeziorami fińskiej wsi. Na tym spotkaniu zawsze jest duszpasterz i kilku młodych wolontariuszy, którzy zostali specjalnie przeszkoleni na tę okazję. Ja też byłem jednym z tych młodych wolontariuszy. Pomogłem dziesiątkom młodych ludzi zbliżyć się do Boga i Kościoła.

Tam poznałem luterańskiego pastora, który kończył pracę doktorską na Uniwersytecie w Helsinkach i był bardzo zainteresowany katolicką praktyką pobożną. Prowadziłem z nim długie i ciekawe rozmowy o filozofii, zwłaszcza o Etyce Kościoła.Etyka nikomachejska, Arystotelesa. Jednocześnie ten duszpasterz nauczył mnie życia kontemplacyjnego z pomocą intensywnej modlitwy.

Wówczas często na myśl przychodził Kościół katolicki. Wykorzystałem moje zaufanie i przyjaźń z tym pastorem, aby omówić niektóre aspekty doktryny katolickiej. Wyjaśnił mi znaczenie papieża i jego posługi w Kościele katolickim oraz różnice w pojęciu sakramentu w obu Kościołach. Wyjaśnił mi też szczególną rolę księdza katolickiego w Kościele. Chętnie skorygował pewne niedokładne wyobrażenia, jakie miałem na temat kultu Matki Boskiej i świętych, czyśćca i nieomylności papieża. Te rozmowy, pełne cierpliwości ze strony księdza proboszcza, miały decydujące znaczenie dla mojej późniejszej decyzji o wstąpieniu do Kościoła katolickiego. W zasadzie zadałem sobie pytanie, dlaczego nie jesteśmy wszyscy katolikami. To, właśnie dzięki uczciwości luterańskiego pastora.

Zacząłem aktywnie uczestniczyć w programach organizowanych dla młodzieży w różnych luterańskich obozach i klubach młodzieżowych. Uczestniczyłem też z kolegami w zajęciach oferowanych przez naszą parafię. Ale stopniowo czułem wewnątrz siebie, że moje luterańskie życie nie jest wystarczające. Brakowało czegoś innego. Nie wypełniło mnie to całkowicie. W tym momencie miałem intuicję, że Kościół katolicki całkowicie wypełni tę pustkę: tam znajdę pełnię środków zbawienia i środki do mojego spełnienia jako chrześcijanina.

Nie było żadnych ludzkich powodów do podjęcia decyzji; zresztą te powody były raczej sprzeczne. Nie było też żadnego palącego pragnienia ani wielkich dowodów na podjęcie decyzji. Tylko mała inkludacja, która toczyła się w moim umyśle i sercu.

Moja matka chrzestna, z biegiem czasu, przeszła od aktywnego luteranina do przekonanego agnostyka. Pewnego świątecznego dnia, słuchając w radiu homilii Jana Pawła II, postanowiła zostać katoliczką. Mając to na uwadze, postanowiłem się do niej udać. Opowiedziała mi o swoim życiu wiary jako katoliczki w Finlandii, gdzie byli mniejszością, a parafie można było policzyć na palcach jednej ręki. Bardzo zaimponowała mi jej konsekwencja życiowa. Tak często samotny i oddalony od innych katolików, a przecież tak bliski wszystkim katolikom na świecie. Postanowiłem pójść z nią na Mszę św. podczas podróży do Helsinek. Tam przedstawiła mnie księdzu.

Wtedy postanowiłem, że w każdą niedzielę będę chodził na Mszę św. sam. Dla luteranina uczestnictwo w niedzielnej mszy nie jest obowiązkowe i tak naprawdę chodzi się zwykle tylko dwa lub trzy razy w roku. Jest jednak zwyczaj, że idziemy do parafii, aby się pomodlić, pośpiewać, wypić kawę lub coś zjeść i porozmawiać o sprawach wiary. Dla mnie był to duży skok jakościowy i ilościowy. Ale próbowałem.

Zacząłem chodzić na niedzielne msze w Kouvoli, gdzie poznałem proboszcza, księdza polskiego pochodzenia. W tym czasie w Kościele katolickim w Finlandii było zaledwie 20 księży, z których wszyscy, z wyjątkiem jednego, byli obcokrajowcami. Od pierwszej chwili poczułam się jak w domu. Byłem pewien, że kiedy po raz pierwszy przekroczyłem drzwi tej parafii, w moim życiu nie może być już żadnych wymówek ani hipokryzji. Przejście przez te drzwi oznaczało, że już nigdy nie zawrócimy. Musiałem żyć konsekwentnie jako katolicki chrześcijanin. Tam rozpocząłem tygodniowy kurs doktryny katolickiej, a niedzielna Msza Święta stała się moim ciałem i krwią. Po odpowiednim czasie, gdy byłem gotowy, wstąpiłem do Kościoła katolickiego, wyznając Credo i przyjmując sakrament bierzmowania. Wielu luterańskich przyjaciół również uczestniczyło w tej bardzo szczególnej dla mnie uroczystości.

Kiedy ludzie pytają mnie, dlaczego wstąpiłem do Kościoła katolickiego, nie potrafię tego wyjaśnić słowami. Było jasne, że decydujący wpływ miała moja rodzina, moi krewni, przyjaciele. Co więcej, zawsze liczyłam na ich wsparcie. I, co dziwne, wszyscy oni są luteranami. Jest dla mnie jasne, że Bóg powołuje przez innych ludzi. Z drugiej strony byłam wierna uczuciu, które miałam w sercu, co przyniosło ogromną zmianę w moim życiu: z małego nasionka wyrosło drzewo.

Dla mnie wstąpienie do Kościoła katolickiego nie jest celem samym w sobie, ale początkiem. Jako luteranin czułem się trochę indywidualistą. Owszem, otaczali mnie ludzie, ale byłem sam, z własnym życiem i własnym zbawieniem. Ponadto widziałem, jak znaczenie luterańskiego kapłaństwa służebnego słabło i stawało się coraz bardziej światowe, zgodnie z okolicznościami dyktowanymi przez społeczeństwo. Wywołało to we mnie bardzo silną reakcję odrzucenia.

W Kościele katolickim zobaczyłem, że kapłani są szafarzami tajemnic Bożych. Z radością je przyjmowałem: spowiedź od czasu do czasu, Msza Święta i moje życie modlitewne. Udział w niedzielnej Mszy Świętej okazał się dla mnie skutecznym lekarstwem na własne rany, braki i zmartwienia. Regularność w modlitwie i sakramenty chronią mnie przed wieloma złami. Dobra i zdrowa dieta nigdy nie zaszkodzi, nawet jeśli czasem nie mam jej dość.

Jestem teraz żonaty. Moja żona jest luteranką i mamy dwie małe córeczki ochrzczone w Kościele katolickim. Razem chodzimy na Mszę Świętą, razem się modlimy i staramy się formować dziewczynki w wierze katolickiej. Pomoc mojej żony w tym zadaniu jest nieodzowna. Wiele mówi o jej hojności i poświęceniu to, że choć jest luteranką, w pełni akceptuje decyzję, którą podejmujemy w sprawie katolickiej edukacji naszych dzieci. Dla tego najlepszym sposobem formowania moich dzieci jest mój własny przykład jako dobrego katolika. Kiedy moja żona zaszła w ciążę z naszym pierwszym dzieckiem, zacząłem lepiej rozumieć, że jestem powołany do bycia lepszym człowiekiem, lepszym chrześcijaninem, lepszym katolikiem, a przede wszystkim lepszym ojcem.

Dwa lata temu natknąłem się na isä Raimo, kapłan Opus Dei i wikariuszem generalnym diecezji, na lotnisku w Oulu w centrum kraju, gdy odprowadzałem mojego nowo poślubionego brata. A isä Raimo znał go od dawna, ale dzieliło nas ponad 400 kilometrów. Kilka dni przed naszym spotkaniem na lotnisku przeprowadziłem się z żoną i dwiema córkami do Helsinek. To właśnie tam rozpocząłem studia doktoranckie z ekonomii. Zapytał mnie, czy moglibyśmy się spotkać któregoś dnia w Helsinkach. Zacząłem mieć z nim regularne kierownictwo duchowe i w ten sposób poznałem też Opus Dei. Dzięki otrzymywanej pomocy zauważam, jak krok po kroku wzrastam w swoim życiu wewnętrznym, lepiej rozumiejąc, co to znaczy kochać Boga i innych oraz zapomnieć o sobie. Być może skupienie, które miałem jako luteranin na własnym zbawieniu, teraz otwiera się na ten wymiar służby innym. Zostałem wybrany do apostolstwa zaczynając od własnej rodziny i przyjaciół gdziekolwiek jestem.

Kiedy moi przyjaciele pytają mnie, co to znaczy być chrześcijaninem, odpowiadam, że to znaczy naśladować Chrystusa, starać się każdego dnia w domu, w pracy, z przyjaciółmi stawiać ludzi przed sobą, starać się kochać ich wszystkich.

Dla mnie bycie katolikiem oznacza, że z radością przyjmuję i rozumiem, że potrzebuję pomocy oferowanej mi przez Kościół, zwłaszcza poprzez sakramenty, właśnie po to, by naśladować Chrystusa i służyć innym z miłością.

We Mszy Świętej sam Bóg w swojej pokorze daje się za nas na nowo pod postacią chleba i wina, aby mógł w nas żyć i przemieniać nas od wewnątrz, czyniąc nas podobnymi do siebie. Kiedy nie jesteśmy w stanie kochać bliźniego, On oferuje nam przebaczenie poprzez sakrament pokuty. W ten sam sposób my również uczymy się uniżać i przebaczać innym.

Kiedy jestem pytany o to, dlaczego wstąpiłem do Kościoła katolickiego. Nie wiem jak to dobrze wytłumaczyć słowami. Byłem wierny uczuciu, które miałem w moje wewnętrzne ja. Dla mnie wstąpienie do Kościoła katolickiego nie jest celem samym w sobie, ale początkiem".. "Moja żona jest luteranką i mamy dwie młode córki ochrzczone w Kościoła katolickiego. Chodzimy razem na mszę, modlimy się razem i staramy się Muszę nauczyć dziewczynki wiary katolickiej. Pomoc mojej żony jest niezastąpiona.

AutorVille Savolainen

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.