W 2006 roku Manuel, jego meksykańska żona Lita i ich dzieci mieszkali w Indianapolis (USA), a podczas programu profilaktyki zdrowotnej u Lity zdiagnozowano chorobę Alzheimera. Po przyjeździe do Hiszpanii spędziła ostatnie dziesięć lat w Hospital de cuidados Laguna, aż do śmierci w zeszłym roku.
Po rozmowie z psychiatrą Enrique Rojasem, swoim wielkim przyjacielem, napisał książkę "Navegando del duelo a la esperanza" (Nawigując od żalu do nadziei), pod redakcją Darmowe książkiw której zaproponowała emocjonalny podręcznik przetrwania dla tych, którzy zmagają się z chorobą. "To tekst, który łączy w sobie odporność i nadzieję" - napisał dr Enrique Rojas, który często pojawia się w tej rozmowie z mężem Lity i który napisał prolog do książki.
Inżynier marynarki wojennej Manuel López-López, który ma troje dzieci i sześcioro wnucząt i jest zakochany w morzu, wyjaśnił na 176 stronach praktycznych porad, jak towarzyszyć osobie chorej na morzu. Choroba AlzheimeraRaport zawiera również szereg wskazówek dla opiekunów, opartych na ich osobistych doświadczeniach; wiadomości dla opiekunów; oraz kroki i strategie, które mogą pomóc w przejściu od żałoby do nadziei.
Teraz, w wywiadzie, odchodzi od scenariusza i mówi o tym, jak się czuje w tym momencie. Prawie zatrzymaliśmy nasze pytania dla siebie i słuchaliśmy go.
Mówiąc o chorobie Alzheimera, używasz obrazów morskich.
- Kiedy okazuje się, że osoba, która była twoją "połówką", że tak powiem, ponieważ miałem szczęście znaleźć moją żonę bardzo młodo i byliśmy razem przez całe życie, to pierwsza część rozstania jest niezwykle trudna. Ponieważ widzisz, że ta druga osoba nie odeszła, ponieważ jest to jedna z rzeczy, których nauczyłem się w tym czasie, że ona nie odchodzi, ona tam jest. Dzieje się tak, że nadal nalegamy na komunikowanie się z nimi w sposób, w jaki oni już się nie komunikują.
Na początku byłem tym bardzo zszokowany. W rzeczywistości, podczas całego procesu, sytuacja pogarszała się bardzo zauważalnie. Kiedy pod koniec sprawy zbliżaliśmy się do portu, trzeba było podjąć decyzję. Powiedzieć, że to już wszystko, co osiągnęliśmy i to koniec, czy powiedzieć: to już wszystko, co osiągnęliśmy, a teraz rozpoczynamy kolejną nawigację. Na szczęście miałem szczęście spotkać wielu ludzi, którzy pomogli mi znaleźć następny rejs.
Ujawnia, że aspekt duchowy ma fundamentalne znaczenie. Niewidzialni ludzie...
- Tak, myślę, że myśl, że oni wciąż tam są, że pomagają nam znaleźć naszą następną ścieżkę, a przede wszystkim, że to prawda, lub czuję to, że istnieje ta następna nawigacja, jest tym, co daje ci spokój i pogodę ducha, ponieważ w przeciwnym razie byłoby to okropne, prawda?
Myślę, że to wszystko w końcu dobiega końca i to jest trochę to, czego próbowałem się nauczyć przez te 17 lat - jestem człowiekiem z wykształceniem technicznym - ale tego nie da się nauczyć, bo to nie jest problem do rozwiązania, to jest stan, z którym trzeba żyć,
To bardzo ważne, ponieważ to, co nazywam niewidzialnymi ludźmi, doprowadza nas do sytuacji, w której szukamy następnego etapu. Z mojego doświadczenia wynika, że jednym z największych odkryć jest to, że to niewidzialni ludzie tworzą przyszłość. Ludzie, których imion często nawet nie znamy, ale często o nich mówię. Są to ludzie, którzy nie robią tego dla pieniędzy, robią to ze współczucia, z empatii, z dobroczynności, chociaż teraz używanie słów, które mają konotacje religijne, jest źle widziane.
Opowiedz o lekcji wyniesionej z opieki nad swoją żoną, Litą.
- Myślę, że w tym całym procesie, odkryciach, których się dokonuje, w końcu osoba, kiedy zostaje sama, a ty jesteś w środku ciszy, jest to dla mnie ważna kwestia. Przez całą tę podróż przekształcałam komunikację werbalną w komunikację z ciszą. Dla mnie, w tej chorobie, cisza ma fundamentalne znaczenie. Myślę, że jest najważniejsza.
I myślimy, że to, co musimy zrobić, to sprawić, by pamiętali, zmusić ich do mówienia, sprawić, by nam odpowiedzieli... Nie, nie, oni wiedzą, gdzie są, a jedno spojrzenie wystarczy, by zobaczyć, skąd wiedzą, gdzie są.
Masz na myśli swoją żonę, prawda?
- Tak, tak, a poza tym była w rezydencji, w której przebywa od dziesięciu lat, prowadzonej przez Fundację. Vianorte-LagunaMiałem wiele kontaktów z resztą ludzi, którzy tam byli. To uczucie, które pojawia się, gdy wchodzisz do domu opieki dla pacjentów z chorobą Alzheimera, że są odłączeni, a tak nie jest.
Kiedy wchodzisz i patrzysz na nich, czują tę więź, co dla mnie jest niezwykle ważne. Ponieważ wiele razy można pomyśleć: są zaparkowane. To nieprawda. One są połączone i czekają na kogoś, kto na nie spojrzy i połączy je z ich ciszą. To jest fundamentalne i to właśnie robią ci ludzie, których często nawet nie znamy, ale którzy są z nimi przez cały dzień.
To dla mnie wielka lekcja, której nauczyłem się w tym czasie. To nie jest kwestia ekonomiczna, to coś zupełnie innego.
Odpowiedziałeś mi już na coś innego. Co powiedziałbyś członkowi rodziny, opiekunowi...
- Wczoraj zadzwonił do mnie kolega i zadał mi pytanie, które naprawdę mnie uderzyło. W lutym miną dwa lata, moja żona zmarła w lutym 2023 roku, a są dni, kiedy jestem bardziej czuły niż inne, prawda? Pytanie brzmiało: czy zaopiekowałbyś się swoją żoną ponownie, tak jak opiekowałeś się nią wcześniej? To pytanie jest dla mnie podsumowaniem całego procesu. A moja odpowiedź jest następująca: zacząłbym od nowa jutro.
(Manuel jest rozemocjonowany i po chwili dochodzi do siebie. Kontynuujemy)
- A potem jest wiele innych elementów, które składają się na ten cały proces, czyli to, co w książka Nazywam to "idealną burzą". Ponieważ żadna osoba nie odchodzi. Idealna burza jest dla tych, którzy zostają. Dla mnie demontaż domu był niezwykle emocjonalny, ponieważ demontujesz dom i demontujesz swoje wspomnienia. Kiedy prezentowaliśmy książkę, powiedziałem mojemu synowi: musisz iść ze mną.
"Manolo, poszukaj następnego portu".
Prawda jest taka, że to wszystko było zbyt blisko siebie. Kiedy zmarła, poszedłem do doktora Enrique Rojasa, neurologa, z którym przyjaźnię się od wielu, wielu lat, a on powiedział mi: spójrz Manolo, to, co musisz zrobić, to poszukać następnego portu. Aby to zrobić, weź dziennik, który pisałem od dnia zero, z moimi codziennymi emocjami.
Jest to kwestia, którą ludzie powinni wziąć pod uwagę. Ponieważ często, gdy czytasz to, co zrobiłeś po ośmiu dniach, zaczynasz dostrzegać aspekty, których nie widziałeś - nasz mózg jest dla mnie zupełnie nieznaną rzeczą - a to pomaga nam docenić rzeczy. Enrique Rojas powiedział mi: w ciągu roku musisz mieć to na ulicy, a ja pisałem tylko plany strategiczne, bilanse, rzeczy związane z firmą.
Czy to on podsunął ci ten pomysł?
- On nałożył na mnie ten obowiązek. Co innego mieć pomysł, a co innego mieć narzucony obowiązek. Mam również teorię, że rzeczy nie są przypadkowe, ale przyczynowe. Seria rzeczy zaczęła mi się przytrafiać, gdy moja żona była u kresu życia i pojawił się Enrique Rojas, z którym nie widziałem się od 50 lat. Moim jedynym celem i projektem w życiu była opieka nad nią. Codziennie odwiedzałem ją w rezydencji. Do tego stopnia, że Telemadrid dowiedział się o tym i nakręcił film. Pomyślałem, że to, czego się nauczyłem, z pewnością może pomóc komuś innemu. Tak długo, jak pomaga to jednej osobie, będzie warto. To był argument, którego użył i to mnie przekonało.
Stało się to po śmierci jego żony, czy wcześniej?
- Moja żona umiera w lutym, ponownie nawiązuję kontakt z Enrique Rojasem w pierwszym tygodniu stycznia, przyjmuje mnie w swoim biurze w następny wtorek i podczas tego spotkania "narzuca" mi temat. Moja żona zmarła trzy tygodnie później.
Mówisz, że to ma związek przyczynowy, a nie zbieg okoliczności.
- Zgadza się. Co więcej, w pierwszej rozmowie, którą odbyliśmy, Enrique Rojas ujawnił mi aspekt, który może przydarzyć się ludziom, którzy mają za sobą długie, skomplikowane życie zawodowe, robiąc interesujące rzeczy - ja opuściłem Hiszpanię w latach siedemdziesiątych - a mianowicie, że wpadamy w coś, co nazywam kapsułą komfortu. Chodzi o to, by znaleźć się w czymś, co nazywam kapsułą komfortu. Kwestie duchowe istnieją, ale to nie one tak naprawdę kierują naszym życiem. Enrique dał mi pięć rzeczy do przepracowania, a jedną z nich był obszar duchowy.
Ale ty już byłeś chrześcijaninem...
- Tak, tak, ale nie wiem. To kwestia dostosowania wartości do swojego zachowania. Mogę być fanem Realu Madryt, ale nie muszę o tym wszystkim mówić. W tamtym czasie miałem szczęście, że problemy, które miałem, nie zmusiły mnie do rozwinięcia ważnej aktywności duchowej. Moja żona i ja od samego początku staraliśmy się, aby nasze dzieci były lepsze od nas. I tym prostym wyrażeniem zorganizowaliśmy nasze życie. Enrique Rojas był dla mnie "wysłannikiem". Osobą wysłaną, by mi o tym powiedzieć.