Monsignor Simon Chibuga Masondole odwiedził w maju ad limina z papieżem, a następnie udał się do Hiszpanii, aby odwiedzić seminarzystów z Tanzanii, którzy studiują w tym kraju. W wywiadzie dla Omnes opowiada o głównych wyzwaniach i mocnych stronach afrykańskiego kościoła, różnicach w doświadczeniu wiary między Afryką a Europą oraz o obecnej sytuacji swojej diecezji, która ma cechy wspólne z wieloma innymi na kontynencie afrykańskim.
Jak postrzegasz sytuację Kościoła w Afryce, a w szczególności w Tanzanii? Jakie widzisz mocne strony i wyzwania?
Jedną z głównych cech Kościoła w Tanzanii jest to, że jest on młody, rozwija się, właśnie obchodził 150-lecie swojej ewangelizacji. Istnieje duża liczba nawróceń, zarówno młodych ludzi, jak i dorosłych. Rodziny, które nawróciły się najdawniej, charakteryzują się również tym, że są najlepiej zakorzenione w wierze i stanowią zalążek powołań do Kościoła.
W tym kontekście istnieje wiele ruchów apostolskich, na przykład Dzieciństwo Misyjne lub TYCS (Tanzańscy Studenci Katoliccy). Ponadto wielu młodych ludzi na uniwersytetach tworzy chóry. Chór w Tanzanii jest jak ruch apostolski, ma swoją rejestrację, swoje zasady. Ich sposobem ewangelizacji jest śpiew. To nie jest tak jak w Europie "chór parafialny", to konkretny apostolat.
W obliczu tego błogosławieństwa, jakim jest wzrost liczby chrześcijan i nadzieja na wzrost Kościoła, mamy trudność, że brakuje nam pastorów, zarówno pod względem liczby, jak i szkolenia. Nie tylko w Tanzanii, ale ogólnie w Afryce.
Z drugiej strony zauważa się również, że w Afryce istnieje pewien rodzaj synkretyzmu. Nie ma granic w mówieniu: jestem katolikiem i na tym polega życie chrześcijańskie. Dlatego jest wiele sytuacji, w których ludzie przychodzą do Kościoła katolickiego z prośbą o pomoc lub modlitwę, ponieważ są chorzy, ale jeśli problem jest nadal obecny i nie widzą zaspokojenia swoich potrzeb, nie mają problemu z pójściem do innych wyznań lub gdzie indziej.
Mogą spędzić poranek w kościele katolickim, prosząc o namaszczenie chorych, a następnie udać się na zielonoświątkową modlitwę o uzdrowienie, a jeśli to również nie zadziała, udadzą się do szamana lub uzdrowiciela. Tak więc prawdą jest, że istnieje potrzeba Pana, ale istnieje również codzienna potrzeba przezwyciężania tych trudności. Tak więc wyzwaniem jest również zadanie ewangelizacyjne, aby poradzić sobie z tym synkretyzmem, który częściowo wynika z wiary, która nie jest jeszcze mocna, która wciąż się rozwija, a z drugiej strony z tysiącletniej tradycji, która jest bardzo zakotwiczona.
Ta grupa chrześcijan, którzy "wędrują" ze swoimi problemami z miejsca na miejsce, rośnie i ma pewien rozmiar. Wyzwaniem dla Kościoła w Afryce jest troska o nich, ale także pomoc im w zakorzenieniu się w wierze katolickiej i na tych granicach wiary.
Inną trudnością napotykaną nie tylko przez Kościół, ale także przez ludność afrykańską, jest rozprzestrzenianie się grup, które nazywają siebie chrześcijańskimi, ale które są w zasadzie głosicielami fałszu, szukającymi osobistych korzyści. Na przykład z formułami takimi jak: "Jeśli nadepniesz na ten święty olej, będziesz bogaty".
Wykorzystują ludzką potrzebę, jaką mają ludzie. Niedawno mieliśmy przypadek w Kenii: podczas Wielkanocy pastor głosił, że spotkanie z Chrystusem odbywa się poprzez śmierć, i wpłynął na ludzi do tego stopnia, że pościli na śmierć, a policja musiała interweniować. Innym przypadkiem był tak zwany Jezus z Tongaren, człowiek, który ogłosił się Jezusem, mówiąc, że przybył na ziemię podczas Drugiego Przyjścia i ma grupę naśladowców.
Albo kilka lat temu inny kaznodzieja, który powiedział, że to koniec świata i kazał ludziom wysmarować się olejem i podpalić kościół z ludźmi w środku, i były ofiary śmiertelne. Zwykle są to grupy zielonoświątkowe, ale nie tylko zielonoświątkowcy, są też inne odłamy. Tak więc kolejnym wyzwaniem dla Kościoła w Afryce jest wzrost liczby tych grup, które twierdzą, że Duch Święty przemówił do nich i poprosił ich o założenie czegoś nowego. Poprzez głoszenie również zbierają fundusze. Jest jedna szczególna grupa, w której każdy rodzaj błogosławieństwa wiąże się z inną kwotą pieniędzy: jeśli jest to tylko kilka słów, jest to pewna kwota; jeśli muszę położyć na ciebie ręce, jest to inna kwota.
Kościół katolicki musi dbać o głoszenie autentycznej Ewangelii, ale także pomagać i troszczyć się o tych ludzi, którzy są oszukiwani, wykorzystywani i oszukiwani w imię Chrystusa.
Musimy także prosić o więcej powołań, promować duszpasterstwo powołań, ale jednocześnie wzmacniać formację kapłanów, którzy są dziećmi swoich czasów i mogą przychodzić z tradycjami lub zwyczajami, które nie są właściwe dla chrześcijaństwa.
Ale dobrą rzeczą jest to, że liczba chrześcijan rośnie, w szczególności w Tanzanii jest ich więcej niż muzułmanów. Pozytywną rzeczą jest to, że nie ma fundamentalizmu, istnieje wolność relacji między wyznaniami, ale musimy również wyznaczyć granicę, bez fundamentalizmu, będąc w stanie rozpoznać, co pasuje do wiary katolickiej, a co nie.
Jakie widzisz główne różnice między Kościołem w Europie i Afryce?
Pierwsza różnica polega na tym, że Kościół w Afryce szybko rośnie pod względem liczby chrześcijan, podczas gdy w Europie wzrost ten spowolnił.
W Hiszpanii, w parafiach, w których byłem, widziałem, że są młodzi ludzie, podczas gdy we Włoszech, które znam, jest to bardzo trudne do znalezienia. Chociaż jest to zła rzecz, myślę, że ogólnie w Europie byłem szczęśliwy, widząc, że w Hiszpanii wciąż istnieje żywe ziarno Ewangelii.
Również w Afryce nie ma wstydu w mówieniu "jestem chrześcijaninem" lub "szukam Boga". Młodzi ludzie na uniwersytetach nie wstydzą się mówić, że są chrześcijanami, że chodzą do kościoła, na próby chóru... Katoliccy profesjonaliści też się nie wstydzą, możesz być lekarzem i wiadomo, że jesteś chrześcijaninem i nie ma problemu. W Europie widzę to zakłopotanie, gdy przychodzi do mówienia, że jest się chrześcijaninem, lub do głoszenia Ewangelii. I wydaje się, że istnieje przekonanie, że nie można być dobrym profesjonalistą i katolikiem, że nie da się tego pogodzić.
Inną różnicą w stosunku do tych, o których już wspomniałem, jest to, że w Kościele w Afryce wyrażanie wiary poprzez ciało odgrywa bardzo ważną rolę w celebracji liturgicznej. Na przykład, w każdym hymnie zawsze jest choreografia, a nie tylko muzyka. Są też dzieci z Dziecięctwa Misyjnego, które są odpowiedzialne za taniec podczas Eucharystii. W liturgii europejskiej wszystko jest bardziej statyczne. Jest to śmierć emocji, w przeciwieństwie do żywej ekspresji w Kościele w Afryce: taniec, klaskanie, vigelegele lub okrzyk radości, a także w procesji wejściowej chór ma krok wejściowy.
To oczywiście taniec liturgiczny, ale nie wchodzi się do niego ot tak. W Europie, aby zobaczyć emocje, musi dojść do wypadku na drodze. Ale jeśli nie, nie są one wyrażane. Niedawno, rozmawiając z rektorem z Jaén, mówiliśmy, że nigdzie w Biblii nie jest napisane, że msza musi być sztywną masą ciała. Ważną rzeczą jest przestrzeganie obrządku liturgicznego, ale to nie uniemożliwia emocjonalnej lub cielesnej ekspresji.
Być może w Europie obserwujemy większą egzaltację ciała poprzez tatuaże, piercing... Ale nie w celebracji liturgicznej. Odzyskanie cielesności w celebracji jest również sposobem na oczyszczenie koncepcji cielesności wśród młodych ludzi, zamiast kolczyków i tatuaży.
Kościół w Afryka przynosi ten luz w obrzędzie, aby zrozumieć, że moja wiara objawia się również poprzez ciało. Człowiek jest ciałem i duszą.
Kolejną różnicą jest znaczenie ofiarowania we Mszy. Z jednej strony jest to ofiara finansowa. Nie wiem zbyt wiele o sytuacji w Hiszpanii, ale moje doświadczenie we Włoszech, gdzie mieszkałem przez dziesięć lat, jest takie, że normalną rzeczą jest dawanie 50 centów. Zatraca się znaczenie ofiary jako wyrazu zjednoczenia swojego życia z darem Pana, co ma znaczenie materialne. Jest to bardzo żywe w Afryce. Jeśli społeczność widzi, że potrzebuje kościoła, nie czeka, aż biskup nakaże jego budowę. Zaczynają działać, zbierają datki i budują.
Być może dzieje się tak dlatego, że w Europie ludzie są przyzwyczajeni do tego, że księża są opłacani, ale tracą poczucie, że to ludzie wspierają kapłanów. Z drugiej strony jest ofiara materialna. W Afryce, oprócz pieniędzy, ofiarowuje się także rzeczy: kurczaki, jajka, zapałki, sól, mąkę, owoce... Te rzeczy są tak naprawdę ofiarą, dana osoba rezygnuje z nich i daje je kościołowi, a następnie ksiądz nimi zarządza: niektóre rzeczy pójdą na jego utrzymanie, ponieważ nie ma innego sposobu na utrzymanie siebie, a inne na rozdanie ubogim.
Jednak to, co zaobserwowałem w Europie, to fakt, że kiedy ofiarowuje się coś, co nie jest pieniędzmi, na mszach młodzieżowych lub dziecięcych, jest to ofiara symboliczna, na przykład: "Ofiaruję ci te buty jako reprezentację naszego chrześcijańskiego postępowania". Ale po mszy buty są zabierane, nie ma ofiary, aby przynajmniej te buty mogły służyć biednym, nie jest to prawdziwa ofiara.
Czy cały Kościół w Afryce utrzymuje się z ofiar, nikt nie otrzymuje pensji?
Nie, nikt nie otrzymuje wynagrodzenia. W Afryce nie ma czegoś takiego. Chyba że jest to ksiądz, który pracuje w szkole, wtedy otrzymuje pensję nauczyciela. Ale proboszcz czy biskup nie otrzymują pensji, żyją z ofiar mszalnych i tego, co ludzie dają, czy to finansowo, czy materialnie. Istnieje również dziesięcina na koniec miesiąca, która jest inną formą ofiary. W zależności od rodzaju wykonywanej pracy istnieje przypisana kwota, która tak naprawdę nie jest 10 %, jest symboliczna. Urzędnicy państwowi mają przydzieloną kwotę, która różni się od rolników czy studentów.
Ksiądz przeznacza to, co otrzymuje z dziesięcin i ofiar: na własne utrzymanie (od żywności po benzynę do samochodu, aby odprawiać msze w wioskach lub opiekować się chorymi), na rozwój i remonty kościoła oraz na potrzeby ubogich. Problem polega na tym, że parafie miejskie są bogatsze i żyją bardziej komfortowo, a parafie na wsiach są w większej potrzebie.
Wysłałeś kilku seminarzystów na studia na Uniwersytecie Nawarry w Pampelunie. Jak myślisz, w jaki sposób to doświadczenie może ich wzbogacić?
Pomysł wysyłania księży i seminarzystów na studia do Nawarry zrodził się, gdy studiowałem w Rzymie. Spotkałem tam księdza, który powiedział mi, że studiował w Nawarze. Dał mi kontakt do biskupa i znaleźliśmy miejsce dla pierwszego tanzańskiego księdza, który pojechał do Nawarry. Bidasoaz mojej diecezji Bunda. Kiedy był w Nawarze, odkrył, że seminarzyści również mogą pojechać, więc poprosiliśmy o nich na następny rok i zaczęliśmy ich wysyłać.
Jest wiele korzyści dla seminarzystów i księży studiujących za granicą. Po pierwsze, w ten sposób widzą, że Kościół jest jeden, katolicki, apostolski i rzymski. Widzą powszechność i jedność Kościoła. Wszystkie instytuty i uniwersytety są dobrem Kościoła, więc są dla wszystkich. Studiowanie na jakimkolwiek uniwersytecie jest sposobem na doświadczenie w ciele, że Kościół jest jeden i że wszędzie są uniwersytety katolickie, a teologia jest taka sama.
Nie wszystkie seminaria mają system, który pozwala im przyjmować zagranicznych studentów. Bidasoa jest jednym z niewielu międzynarodowych seminariów, jest specjalnie zaprojektowany do formacji seminarzystów pochodzących z różnych części świata, nie jest seminarium diecezjalnym.
Z drugiej strony, nauczanie również wiąże się z tradycją. Nie można porównywać tradycji chrześcijańskiego życia i chrześcijańskich uniwersytetów, które ma Kościół w Europie, z tradycją w Tanzanii, która właśnie obchodziła 150 lat od przybycia pierwszych misjonarzy.
Kościół w Europie ma skarbnicę nauczania, biblioteki, książki, dobrze wyszkolonych nauczycieli, którzy są również badaczami i pisarzami, czego Afryka nie ma. Nie ma sensu mówić, że jesteśmy na tym samym poziomie.
Chodzi o to, aby otrzymali to szkolenie, aby mogli wnieść je do afrykańskiego kościoła i wzbogacić go.
Podczas tej wizyty w Hiszpanii miałem okazję zobaczyć wiele bibliotek i po raz pierwszy widziałem księgę pergaminową. Albo, na przykład, mam doktorat z liturgiki z Papieskiego Ateneum w San Anselmo i po raz pierwszy widziałem sakramentarz, pierwsze księgi liturgiczne. Studiowałem lub uczyłem się na pamięć rzeczy, których nigdy nie byłem w stanie fizycznie zobaczyć. Kościół w Afryce nie ma takiego bogactwa ani biblioteki, w której można by zobaczyć te rzeczy.
Z drugiej strony, w Afryce jesteśmy obrządku łacińskiego. W Egipcie istnieje obrządek koptyjski, ale zasadniczo jesteśmy obrządku łacińskiego. W Europie natomiast jest obrządek rzymski, mozarabski, ambrozjański... Podczas tej podróży do Hiszpanii po raz pierwszy miałem okazję uczestniczyć we mszy w obrządku mozarabskim.
Co więcej, w każdym lokalnym kościele istnieje pewna forma pobożności ludowej. Możliwość opuszczenia domu i zobaczenia innych kulturowych sposobów życia i wyrażania wiary jest wielkim bogactwem, ponieważ można się wielu rzeczy nauczyć. Pomaga także poznać to, co jest negatywne, aby zapobiec temu w diecezji pochodzenia.
Tradycja się pogłębia, to rozwój. W Afryce jeszcze tego nie mamy. Studiuje się, czym jest bazylika, ale w Afryce nie ma bazylik ani tak dużych budynków. Myślę, że w całej Afryce są dwa budynki, które można uznać za bazyliki. W Europie jest tak wiele historii i tak wiele stylów architektonicznych, z kościołami romańskimi, gotyckimi, barokowymi, renesansowymi, neoklasycznymi... To bogactwo.
Albo kanonicy katedralni, w Afryce to figura, która nie istnieje, ale tutaj widziałem, że jest bardzo powszechna. Studia w innej diecezji otwierają horyzonty i perspektywy.
Istniała afrykańska tradycja chrześcijańska, ale głównie w północnej części, a wraz z nadejściem islamu została utracona. Tak więc w Afryce istniała bariera komunikacyjna tego, co mogło być afrykańską tradycją wiary chrześcijańskiej.
Chciałbym również wezwać Kościół zachodni, aby nieco bardziej otworzył swoje drzwi. W Afryce brakuje nam tych korzeni historii, edukacji, tradycji liturgicznej... Jeśli nie jest to znane i nie jest pogłębiane, istnieje również ryzyko, że wiara afrykańska nie będzie miała korzeni. Bardzo by nam pomogło, gdyby Zachód bardziej otworzył swoje drzwi dla Kościoła afrykańskiego i ułatwił otrzymanie tego szkolenia. Konieczne jest wspieranie tej stanowczości w wierze.
I odwrotnie, jest to również korzyść dla Kościoła europejskiego. Kościół afrykański jest młody, nie boi się jeszcze powiedzieć "jestem katolikiem". To, że młodzi Afrykanie przychodzą do europejskiego Kościoła jest świadectwem. Jest to wiara bez strachu. Jest to także korzyść dla lokalnego kościoła, który może zobaczyć inny sposób przeżywania wiary. Wymiana jest korzystna dla wszystkich. Potrzebujemy siebie nawzajem, aby być naprawdę uniwersalni.
Jak wyglądał Twój proces powołania i co zachęciło Cię do przyjęcia święceń?
Pochodzę z chrześcijańskiej rodziny, a moje powołanie pojawiło się, gdy byłem dzieckiem. Pamiętam dwa kluczowe momenty. Kiedy miałem 5 lub 6 lat, biskup po raz pierwszy przybył na moją wyspę (pochodzę z Ukara, wyspy w archipelagu Ukerewe na Jeziorze Wiktorii). Właśnie skończyli budować pierwsze kigango w Bukiko, mojej rodzinnej wiosce, a biskup przybył, aby je zainaugurować. Pamiętam, jak witaliśmy biskupa, śpiewaliśmy... Biskup mówił o tym, jak ważne jest zaangażowanie rodziców w edukację swoich dzieci. Spośród wszystkich dzieci podszedł do mnie, położył mi rękę na głowie i powiedział: "Takie dziecko, jeśli będzie się uczyć, pewnego dnia może zostać księdzem".
Drugi moment nastąpił wkrótce potem. Na wyspie nie było księży, przyjeżdżali tylko na Wielkanoc i Boże Narodzenie. Nie było mszy nawet w niedziele, ponieważ nie mieliśmy promu tak jak teraz, musieliśmy płynąć łodzią rybacką. Wiara w mojej wspólnocie została zachowana i rozpowszechniona przez katechistów, a ja również zostałem przez nich uformowany.
W tamtym roku mama zabrała mnie na mszę bożonarodzeniową i zostawiła mojego starszego brata pod opieką domu. Parafia jest bardzo daleko i musieliśmy iść pieszo, więc nie mogliśmy pójść wszyscy. Pamiętam, jak wszedłem do kościoła i po raz pierwszy zobaczyłem księdza. Powiedziałem: "Chcę być taki jak on". Potem studiowałem w niższym seminarium, a następnie w wyższym seminarium i zostałem wyświęcony na kapłana w 2006 roku. W 2021 roku zostałem konsekrowany na biskupa.
Jakie są główne wyzwania duszpasterskie w twojej diecezji?
Diecezja Bunda jest bardzo młoda, ma dwanaście lat, została erygowana w ostatnim roku papieża Benedykta XVI. Tak więc wciąż się rozwija.
Jedną z pierwszych trudności w diecezji są głęboko zakorzenione tradycje i zwyczaje, takie jak cześć lub strach przed niektórymi zwierzętami uważanymi za totemy. Na przykład, na wyspach, wąż pyton. Do tego stopnia, że gdybyśmy umieścili pytona, nawet martwego, przy drzwiach kościoła, nikt by tam nie wszedł, ponieważ uważają, że może ich przekląć, nawet jeśli są chrześcijanami.
Wiara w to, że pyton ma moc przeklinania ich, jest znacznie większa niż ich wiara chrześcijańska.
Gdyby przed drzwiami mojej parafii stał pyton, też bym tam nie wszedł.
(śmiech)
Ale bałbyś się go jak węża, a nie jak świętego zwierzęcia, które ma moc przeklinania cię żywego lub martwego.
Istnieją również zwyczaje, które są tak głęboko zakorzenione, że bardzo trudno jest je wykorzenić. Na przykład rytuały oczyszczające: jeśli zostaniesz wdową lub wdowcem, choć jest to bardziej powszechne wśród kobiet, musisz się oczyścić, a środkiem do tego jest spanie z innym mężczyzną. Albo poligamia. W niektórych plemionach bycie monogamicznym jest źle widziane, trzeba być poligamicznym, a to wpływa na życie chrześcijańskie, małżeństwo i rodziny. W szczególności mężczyznom z plemienia Kurya bardzo trudno jest przyjść na mszę z tego powodu.
Czasami zdarza się na przykład, że piąta żona chce zostać chrześcijanką. Prosi o chrzest, ale nadal żyje jako piąta żona. Jest to również problem duszpasterski związany z udzielaniem sakramentów.
Są też inne problemy administracyjne: nie mamy kurii, budynku do zarządzania sprawami. Stworzyliśmy oddział w salonie mojej rezydencji z trzema małymi biurami, ale nadal brakuje nam tej struktury, chociaż staramy się ją zdobyć.
Co więcej, diecezja Bunda jest diecezją ubogą. Aby mieć wyszkolonych księży do szkolenia ludności, potrzebne są pieniądze. Dlatego otrzymanie stypendium jest dla nas wielką pomocą.
Z drugiej strony mamy bardzo niewielu księży. Dlatego katechiści w naszej diecezji są bardzo ważni, ale muszą być dobrze wyszkoleni. Dwie duże prace, które obecnie prowadzimy, to budowa kurii i małej szkoły dla katechistów, z salami lekcyjnymi i biurem, która może również służyć jako miejsce rekolekcji, gdzie mogą udać się na weekend lub miesiąc i odbyć intensywny kurs w zakresie tematów duszpasterskich lub liturgii. Biorąc pod uwagę, że katechiści są kluczowym elementem ewangelizacji naszej diecezji, konieczne jest, aby mieli szkolenie zgodne z pracą, którą wykonują.
Podejmujemy małe kroki w kierunku rozwoju, ale wciąż jesteśmy na bardzo wczesnym etapie. Jesteśmy jednak bardzo podbudowani i idziemy naprzód.