W kancelarii arcybiskupa panuje atmosfera serdecznej rywalizacji. José Luis Azuaje Ayala, przewodniczący Konferencji Episkopatu Wenezueli i arcybiskup metropolita Maracaibo. Ogólny kryzys w kraju zmęczył Wenezuelczyków. W ostatnich latach wyemigrowało ponad trzy miliony. Dane opublikowane przez Caritas International są porażające: poziom ubóstwa, hiperinflacji, niedoborów żywności i leków jest bezprecedensowy. I zawsze pod nieustanną groźbą rozpętanej i bezkarnej przestępczości.
Rząd pozostaje głuchy na głosy ludzi. W całym kraju wybuchły protesty, które zostały bezlitośnie stłumione. Liczba więźniów politycznych rośnie z dnia na dzień i, poza nielicznymi wyjątkami, są oni traktowani nieludzko. Wszystko ma tendencję do radykalizowania smutku i podkopywania nadziei oszołomionego narodu.
W tym ponurym obrazie Wenezuelczycy nie ufają zarówno obietnicom rządu, jak i apelom opozycji. Mimo to chodzą do kościoła, by słuchać przemówień rządu.
Boga. Jest to delikatne wyzwanie dla naszych duszpasterzy.
Jak działania duszpasterskie w Wenezueli odpowiadają na gwałtowną degradację społeczną kraju?
-Kościół pielgrzymujący w Wenezueli podjął wielki wysiłek odnowy. Przykładem tych starań była Rada Plenarna Wenezueli odbywająca się w latach 2000-2006. Od tego czasu pracujemy nad realizacją jej uchwał.
Nie było to łatwe zadanie. Lata te zostały osłabione przez problemy polityczne, gospodarcze i społeczne, które utrudniły realizację wielu z proponowanych celów. Na przykład duży odsetek osób, które tworzyły zespoły robocze na terenach duszpasterskich, wyemigrował. Mimo to Kościół kontynuuje swoją pracę, może nie w formie projektowanej dla tłumów, ale w kierunku katakumb, gdzie wiara i nadzieja wylewają się jak potok łaski.
Jakie są główne wyzwania stojące przed Kościołem w Wenezueli?
-Z tej rzeczywistości podjęliśmy poważne wyzwania duszpasterskie, które możemy sformułować jako pytania: jak ewangelizować pośród katastrofy politycznej i ekonomicznej, która pogrążyła większość naszego społeczeństwa w ubóstwie i związanej z nim rozpaczy? Jak przekazywać istotę orędzia chrześcijańskiego ukazującego Jezusa Chrystusa jako Światłość świata i centrum naszej historii życia, w rzeczywistości społecznej, w której nie przestrzega się praw człowieka i depcze jego godność? Jakich środków użyć, aby orędzie dotarło do mężczyzn i kobiet i podtrzymywało ich na duchu pośród ich cierpień?
Ewangelizować w czasie i poza czasem: to jest pierwsze wyzwanie pośród tak wielkiego zamieszania w społeczeństwie i instytucjach. Do tego potrzebna jest głęboka odnowa Kościoła, która pozwoli nam prowadzić dialog z Ewangelii z różnorodną rzeczywistością dzisiejszego świata. Żyjemy pośród tak wielu okoliczności, które przeczą Ewangelii Jezusa Chrystusa... Trzeba wsłuchać się w rzeczywistość, aby znaleźć przestrzenie dialogu i rozeznania, które będą sprzyjać wiarygodnemu i trwałemu procesowi ewangelizacji.
Czy może Pan wymienić inne aktualne wyzwania?
-Promocja godności człowieka jest wyzwaniem dla całego Kościoła. Ewangelia ma bardzo ścisły związek z życiem każdego człowieka. Sercem Ewangelii jest miłosierna miłość Boga objawiająca się w Jezusie Chrystusie posłanym, aby nas odkupić, zbawić, uwolnić z więzów grzechu osobistego i społecznego. Ewangelia godności zderza się z tak wieloma przejawami niesprawiedliwych struktur, aby przyjść w obronie tych najbardziej dotkniętych i bezbronnych.
Jak w tym kontekście powinniśmy żyć solidarnie?
-Innym wyzwaniem dla Kościoła jest nauczanie solidarności w świecie, który promuje indywidualizm i kulturę każdy dla siebie. Solidarność jest chrześcijańskim wyrazem czynnej miłości. Solidarność to podtrzymywanie, trwanie w ciągłej otwartości na służbę drugiemu. Wobec tendencji do indywidualizmu i relatywizmu, w solidarności odnajdujemy zalążek elementów dobrze usposobionych do generowania wspólnoty w działaniu, co sprzyja także realizacji sprawiedliwości.
Ameryka Łacińska to wspaniały region. Ma wszystkie niezbędne elementy, by w pełnym świetle dnia projektować się jako realizacja nadziei. Musimy wrócić do miłości, do szacunku dla innych, do przyzwoitości w zarządzaniu sprawami publicznymi, do etyki, do moralności w instytucjach.
Korupcja i zła polityka dzień w dzień sieją spustoszenie w naszej rzeczywistości. Musimy zwrócić się do Boga. Nasze spojrzenie musi być skupione na Tym, który postawił wszystko na szali, aby nas zbawić: Jezusie Chrystusie.
Co sugeruje 50. rocznica konferencji CELAM w Medellín?
-Propozycje z Medellín są światłem, które oświetliło sumienie kościelne i historię wiary naszych narodów. Są one punktem wyjścia do przemian eklezjalnych na wielką skalę: doktrynalnych, duszpasterskich, promocji ludzkiej, odnowy struktur kościelnych. W Medellín zaproponowano uaktualnioną lekturę Soboru Watykańskiego II, z której wynikają możliwości służby i kreatywności w sferze ewangelizacyjnej i duszpasterskiej, wraz z promocją człowieka i walką o sprawiedliwość i pokój w ramach stałej opcji na rzecz ubogich.
Ówczesne propozycje były aktualizowane na każdej z Konferencji Generalnych Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Najbardziej aktualna jest ta z Aparecidy z 2007 roku. Zmieniają się czasy, zmienia się kultura i dlatego Kościół musi szukać najlepszych sposobów przekazywania jedynego przesłania, które się nie zmienia: osoby Jezusa, Jego słowa i Jego dzieła. Przesłanie odbija się zawsze od drugiej strony historii, od ubogich i wykluczonych, od tych, którzy czują się potrzebni Bogu. Duchowość, która wypływa z Medellín, pozwala nam wyraźniej świadczyć o miłości i miłosierdziu Boga pośród naszej rzeczywistości.
Wiele osób za granicą jest zaniepokojonych tym, co dzieje się w naszym kraju. Co możesz im powiedzieć o Kościele w Wenezueli?
-mogę powiedzieć, że jest to Kościół skromny i prosty, który doświadczenie religijne Boga realizuje z doświadczenia codzienności. Jest Kościołem matką, ponieważ towarzyszy swoim synom i córkom w różnych procesach wzrostu w wierze.
Jest to Kościół miłosierny, który przychodzi z pomocą milionom potrzebujących i woła o sprawiedliwość w obliczu sytuacji ubóstwa i przemocy, w której się znajdujemy. Jednocześnie jest to Kościół, który zastanawia się i analizuje globalną rzeczywistość społeczną i to wszystko, co dotyczy jednostki. Jesteśmy Kościołem, który zubożał razem z ludem, ale z tego samego ubóstwa i z pełną wolnością czerpiemy siłę, by pomagać tym, którzy naszej pomocy potrzebują, bez czynienia różnic.
Czy widzisz wiarę zakorzenioną w ludziach?
-Kościół wenezuelski, z religijności ludowej, manifestuje swoje umiłowanie świętości w osobie świętych. Święta patronów są naprawdę świętami z powodu radości płynącej ze świadomości, że mają udział w świętości swojego patrona. Różne tradycje przekształcają się w doświadczenia religijne ożywione wiarą.
Mamy Kościół synodalny, który zwołał cały lud Boży, aby poprzez Radę Plenarną Wenezueli oraz krajowe i diecezjalne zgromadzenia duszpasterskie obradować i proponować elementy duszpasterskie niezbędne do ewangelizacji. Jest to Kościół, który utrzymuje żywą komunię z innymi Kościołami regionu i z Ojcem Świętym Franciszkiem. Jest to Kościół, który nikomu nie zamyka kanału łaski Bożej, ale motywuje do spotkania z Panem w każdym doświadczeniu życia.
Jakie wartości uważa Pan za kluczowe w odbudowie kraju i jego instytucji?
-Komunia jest wartością podstawową. W przyszłości musimy stanąć razem na gruncie wiary. Nie wystarczą postulaty socjologiczne, ale przede wszystkim komunia oparta na tym, w co i w kogo wierzymy. Komunia rodzi braterstwo, głębokie poczucie uznania innych takimi, jakimi są, z ich różnicami, ale zawsze szukając wspólnej płaszczyzny. Wartością, która w tych czasach została dogłębnie wygenerowana, jest solidarność. Mówię z mojego kraju. W czasach ubóstwa i nierówności rozkwita wartość solidarności. Być solidarnym to wyjść z siebie, aby przyjąć drugiego w jego potrzebach, to nie tylko dać to, co mam, ale przede wszystkim dać siebie jako człowieka i jako chrześcijanina w towarzyszeniu innym.
historycznej wędrówki ludów.
Czy mógłby ksiądz powiedzieć o chrześcijańskim znaczeniu walki o sprawiedliwość?
-Nie opuścił naszego kraju, bo jest tam, gdzie są cierpiący i utożsamia się z nimi: z biednymi i cierpiącymi i pokłada ich ufność w Panu. Krzyż jest dla nich znakiem zbawczym. Trzymają się go, bo wiedzą, że po nim przychodzi Zmartwychwstanie, wyzwolenie.
Musimy pielęgnować poszanowanie godności osoby ludzkiej jako trwałej wartości, która odżywia walkę o sprawiedliwość w dążeniu do wolności. Osoba i jej godność jest cennym przedmiotem zainteresowania, który Bóg kocha, dlatego zaprasza każdego człowieka do budowania swojego królestwa pokoju, sprawiedliwości i miłości. Ale nie w byle jaki sposób, tylko przez podniesienie sztandaru wolności i sprawiedliwości.
Jak widzisz wkład Papieża Franciszka przewidywany w czasie?
-Wierzę, że papież Franciszek otwiera nowy etap w życiu Kościoła. Swoim życiem i swoim magisterium wzywa nas do pójścia w kierunku tego, co istotne, unikając rozproszeń i powierzchowności, które odciągają Kościół od tego, co właściwe i trwałe: do ewangelizacji w tym, co istotne i z tego, co istotne: z osoby Jezusa Chrystusa.
Papież Franciszek uczy nas, że to, co kiedyś wydawało się mało wartościowe - peryferie - dziś jest niezbędne dla odnowy Kościoła i kultur. Pokazuje nam to swoimi podróżami apostolskimi: nie do centrum, ale na peryferie, jakby po to, by czerpać siłę ze słabości. Nalega na nadanie wartości temu, co wydawało się drugorzędne, odrywając się od ludzkich zabezpieczeń, które utrudniają ciągłe procesy, aby przejść do rzeczywistości odczuwalnej, która wypływa z serca człowieka i z serca kultury. Chodzi o to, by wprowadzić Kościół w stały stan misji, odnawiając struktury i ustępując miejsca wszystkiemu, co uprzywilejowuje misję miłosierną.
Prowadzi ona do zasadniczego...
-Myślę, że papież Franciszek robi to, co powinien robić papież: zachęcając, przechodząc do sedna przesłania. Co więcej, pozbywa się Kościoła pewnego zła, które się nad nim unosiło, i w sposób proroczy przygotowuje go do podjęcia dialogu ze światem, który próbuje go ignorować, lekceważyć. Z parrezją Papież niesie ciężar odnowy, a czyni to patrząc z nadzieją w przyszłość. Widzimy to w zwołaniu synodu o młodzieży, w porozumieniu z Chinami i jego ciągłym wychodzeniu do mniejszości. Wszystko to odbywa się z radością, bo chrześcijanin nie może pozostać w kontemplacji otrzymanego bogactwa, musi je dawać, musi je przekazywać innym, musi je dawać innym.
do ogłoszenia, do bycia w permanentnym odlocie.
Jakie było Twoje doświadczenie podczas ostatniej wizyty ad limina?
-wizyta ad limina było dla nas niezwykłym doświadczeniem komunii i braterstwa. W tych latach odnowił się nasz episkopat: wielu z nich uczestniczyło w tym spotkaniu po raz pierwszy. Doświadczenie tych dni było głębokim znakiem jedności jako Kościoła. Tę komunię przeżywaliśmy w sposób szczególny z Ojcem Świętym Franciszkiem, który uczestniczył w niej z wielką pogodą ducha i wewnętrznym pokojem. Jest on naprawdę człowiekiem Boga. Spotkanie całego episkopatu z nim stało się znakiem nadziei dla naszej posługi: czuliśmy, że w posłudze Piotrowej wspiera nas ta twarda skała.
Czy zatem papież ma oko na Wenezuelę?
-Papież Franciszek bardzo dobrze zna naszą rzeczywistość. Zachęcał nas, byśmy nadal troszczyli się o naszych ubogich, byśmy byli z nimi, byśmy byli obecni wszędzie tam, gdzie jesteśmy potrzebni, byśmy pozostawali blisko ludzi i umieli przeciwstawić się naporowi niesprawiedliwości i zła, które nękają nasze wspólnoty. Wzywa nas do pielęgnowania zaufania do Boga i Matki Bożej; do formowania i budowania wspólnoty życia w solidności bliskości z braćmi i siostrami; do modlitwy i podtrzymywania płomienia nadziei.
Zwiedzanie i modlitwa w czterech głównych bazylikach pozwoliły nam odnowić naszą służbę w sensie uniwersalnym. Biskup służy ludzkości, bez różnicy i preferencji. Podobnie wizyta w kongregacjach i dykasteriach Stolicy Apostolskiej pozwoliła nam zapoznać się z wysiłkami Kościoła w Wenezueli, aby służyć ludowi Bożemu w rozszerzaniu Królestwa Niebieskiego. Krótko mówiąc, był to kairospełen radości i zaangażowania.
Jaka była ostatnia prośba papieża do biskupów wenezuelskich?
-Cała wizyta była przeprowadzona w bardzo prosty sposób, ale z wielką głębią, zwłaszcza w refleksjach, które prowadziliśmy w każdej z dykasterii. Był to prawdziwy impuls dla działania Kościoła w Wenezueli w zakresie ewangelizacji, poczucia komunii, poczucia służby charytatywnej i poczucia formacji.
Audiencja u Ojca Świętego trwała około dwóch i pół godziny. Jego ostatnia prośba, która napełniła nas wielką radością. Prosił nas, abyśmy byli blisko ludzi: abyśmy zawsze byli blisko, abyśmy nigdy nie opuszczali ludu Bożego pomimo problemów, które mogą się pojawić na poziomie społecznym, politycznym, ekonomicznym, kulturowym, religijnym czy jakimkolwiek innym.
Caracas