Przeżywamy historyczny okres w naszym kraju. Bohaterowie: młodzi ludzie! To nie jest mała rzecz. Podważają zgniłe struktury korupcji w oświacie. Wszystko zaczęło się od nasiadówki licealistów ze szkoły prowadzonej przez jezuitów. Postulat był bardzo mało konkretny: lepsza edukacja. Ta forma protestu rozprzestrzeniła się na inne szkoły publiczne i państwowe, a jej kulminacją było wezwanie do wielkiego marszu.
Równolegle, gazeta Last Minute opublikował informację, że rektor Narodowego Uniwersytetu w Asunción (UNA), Froilán Peralta, otrzymał 20 milionów guaraníes za wykłady, których nie prowadził. Gazeta donosiła również o serii nieuczciwych nominacji dokonanych przez rektora. Skandal nie przeszedł bez echa. 18 września prezydent kraju podpisał ustawę wprowadzającą obowiązek regulowania wszystkich informacji publicznych. W efekcie w internecie pojawiły się pensje urzędników, w tym nauczycieli na UNA.
W tym dniu odbył się wielki protest setek uczniów szkół publicznych i powszechnych pod hasłem Paragwaj nie chce się zamknąćHasło, które dało nazwę ruchowi studenckiemu. Wieczorem studenci uniwersytetu zaprezentowali się przed rektoratem UNA, by domagać się dymisji rektora. Rozpoczęła się seria demonstracji, początkowo obejmująca setki studentów uniwersytetu, ale ostatecznie zmobilizowała tysiące studentów, którzy w pokojowy sposób przejęli uczelnię. Media od początku wspierały tę mobilizację.
Ponadto wyszły na jaw inne niegospodarności finansowe na innych wydziałach. Studenci potępili te nieprawidłowości i domagali się odpowiedzialności. Domagali się dymisji dziekanów uznanych za skorumpowanych i odwołania Kuratorium. Odbyło się trzytygodniowe czuwanie.
W międzyczasie interweniowała prokuratura, początkowo powoli ze względu na interesy polityczne. Studenci uniwersytetu wywierali presję i uważnie obserwowali kroki podejmowane przez prokuratorów. Na początku rektor został uznany za winnego, oskarżony i osadzony w więzieniu za naruszenie zasad zaufania. Pozostałe władze i urzędnicy, którzy podali się do dymisji, również mieli swoje "brudy". Zarzuty postawiono ponad stu urzędnikom z różnych organów uczelni.
Uczniowie szkół średnich kontynuowali swój protest. Sytuację skomplikowało zawalenie się dachu szkoły publicznej. Czternastu uczniów zostało rannych. Ponadto wykryto inne nieprawidłowości, takie jak niedostarczenie wyprawek szkolnych. Odbył się nowy marsz protestacyjny, a minister edukacji zgodziła się na spotkanie z liderami licealistów. Nie odpowiedziała jednak na postulaty uczniów: bilety do szkoły, wyprawki dla uczniów, posiłki w szkole, szkolenia dla nauczycieli (okazuje się, że wielu nauczycieli nie posiada akredytacji niezbędnych do prowadzenia zajęć). Wreszcie domagali się, aby 7 % PKB było przeznaczane na edukację, co zapisano w konstytucji. Uważano, że do tego czasu wydano tylko 3,5 %, potem okazało się, że wydano jeszcze mniej, bo tylko 2,3 %. Licealiści umówili się na spotkanie z prezydentem, który również nie udzielił oczekiwanej odpowiedzi. Demonstracje trwały, aż w końcu dostali to, czego chcieli. Ze swej strony studenci uniwersytetu domagali się zmiany statutu uczelni, który był tak niejednoznaczny, że pozwalał na złe zarządzanie budżetem.
Małymi krokami studenci UNA osiągają swoje cele. Udało im się doprowadzić do tego, że dziekan wydziału Politechniki, Abel Bernal Castillo, został mianowany tymczasowym rektorem. Z piętnastu dziekanów uczelni był jedynym, któremu ufali studenci. Wspólnie ze studentami nowy rektor podjął szereg działań w wymaganym kierunku. Jest to coś o wielkim znaczeniu w kraju: dziś, dzięki przejrzystości, można dokładnie poznać sytuację każdego człowieka.
Motto to. #UNA nie zamykaj się. Ktoś powiedział, że to wydarzenie jest dla naszego kraju niemal tak ważne, jak upadek muru berlińskiego dla krajów komunistycznych. Rozmawialiśmy z Mauricio Portillo, studentem V roku weterynarii i prezesem Centrum Studenckiego.
Jak to się wszystko zaczęło?
-zaczął od. sentata uczniów szkół średnich. W Veterinarii zaczęliśmy demonstrować 18, po marszu studentów. Stamtąd udaliśmy się na demonstrację przed Rektorat. Ten, który był rektorem, przez 21 lat był dziekanem naszego wydziału. Było dużo korupcji, sączono pieniądze, on miał swoich ludzi, a każdy kto mu się sprzeciwiał był wykluczany. Niektórzy studenci, którzy demonstrowali przeciwko nim, nie mogli ukończyć tam studiów i musieli udać się do prywatnej uczelni. Mówiło się o rządach terroru (chronił go wpływowy polityk). Profesorowie, którzy byli przeciwni rektorowi, bali się.
Najpierw byliśmy studentami weterynarii, a potem zadzwoniliśmy do studentów z innych wydziałów, którzy zaangażowali się w sprawę. Na początku było nas około dwustu uczniów, potem dołączyło wielu innych. Od tego momentu zwołaliśmy czuwanie, które trwało trzy tygodnie. Byli tam przedstawiciele z każdego wydziału. Do sprawy przyłączyły się prawie wszystkie wydziały, z wyjątkiem trzech wydziałów, które uważano za najbardziej skorumpowane.
Przebywałem prawie 20 dni śpiąc na wydziale pod namiotami. Trzeba było pilnować, by nie dopuścić do spalenia dokumentów. Potem czekaliśmy, aż przyjedzie prokuratura i zabierze dokumenty (zaufania do działań członków rządu też nie było zbyt wiele).
Potem przyszedł efekt domina....
-Korupcja zaczęła wybuchać na różnych wydziałach. Studenci zażądali dymisji dziekana i całego zarządu. W weterynarii oprócz dziekana zrezygnowało wielu członków rady powierniczej.
Czy była dobra koordynacja działań wśród studentów?
-Każdego dnia spotykało się dziesięciu przedstawicieli z każdego wydziału.
W jaki sposób zapobieżono przemocy?
-Dochodziliśmy do wniosku, że ludzie, którzy tam byli, to ci cywilizowani. Potem byli infiltratorzy, ale zostali zidentyfikowani i byli pod obserwacją. Logistyka była bardzo dobra, żywność została rozdysponowana do wszystkich posterunków ochrony, strona internetowa była bardzo dobrze zorganizowana. #UNA nie zamykaj się relacjonował co godzinę, a cyfrowa gazeta uniwersytecka ze szkoły prawniczej aktualizowała wiadomości.
Czy spodziewał się Pan takiego sukcesu?
-Byliśmy pewni siebie, bo mieliśmy dużą stawkę. Sytuacja w salach lekcyjnych była bardzo napięta. W ciągu ostatnich kilku tygodni niektórzy studenci zostali ostrzeżeni, aby nie rozmawiać ze mną, ponieważ dzieliłem się swoimi pomysłami w mediach społecznościowych. Nie wiedziałem, czy mogę rozmawiać z niektórymi kolegami z klasy.
Teraz należy zaufać prokuraturze.
-Tak. Zresztą w Krajowym Centrum Informatycznym, które jest na Uniwersytecie, jest kopia wszystkiego, co prokuratorzy wzięli. Jest też grupa studentów, którzy śledzą cały proces. Mamy nadzieję, że nowi dyrektorzy będą godni zaufania. Mało jest osób, które nie są częścią systemu.
Jak dotąd, co udało im się osiągnąć?
-Jest teraz zaufana osoba odpowiedzialna za biuro. Za 60 dni odbędą się wybory do nowego zarządu. Wiele z nich jest objętych aktem oskarżenia. Inne kraje w Ameryce Południowej czekają na to, co uda się osiągnąć, bo w ich krajach też jest dużo korupcji w edukacji. Walcząc o swoje prawa, można osiągnąć cele.
Fabrizio Ayala jest uczniem ostatniej klasy liceum w San José High School.
Jak zaczęła się mobilizacja uczniów szkół średnich?
-Ruch wtórny był początkiem ruchu Paragwaj nie chce się zamknąć. Zaczęło się od. sentata studentów jezuickiego Colegio Cristo Rey, doradzanych przez FENAES i UNEPY, dwie organizacje studenckie. Oni, uczniowie szkół państwowych, byli już przyzwyczajeni do protestów, bo to oni najbardziej cierpią. My mamy dach nad głową, mieszkanie, jedzenie, ale oni nie mają tak łatwo.
Podczas spotkań uczniów z różnych szkół postanowiliśmy domagać się sześciu punktów: biletu uczniowskiego, zestawu szkolnego, lunchu i przekąsek, struktury dla szkół, zwiększenia inwestycji w edukację i lepszego szkolenia nauczycieli. W czasie, gdy odbywały się marsze, dachy szkół się zapadały, wyprawki szkolne nie były rozdawane, a korupcja szalała. W pewnym momencie pojawił się strach.
Ostatecznie naszą motywacją było przekonanie, że podstawą rozwoju jest zdrowie i edukacja.