Wiele lat temu, prawie pięćdziesiąt, duże wrażenie zrobiło na mnie zdanie rosyjskiego pisarza Andrieja Siniawskiego, które przeczytałem w jakimś piśmie kulturalnym czy w jakimś tekście publicystycznym pod koniec lat siedemdziesiątych. Szło to tak: "Musimy wierzyć, nie na siłę tradycji, nie ze strachu przed śmiercią, nie na wszelki wypadek. Ani dlatego, że jest ktoś, kto nas zmusza lub zaszczepia strach, ani z powodu pewnej idei człowieczeństwa, ani po to, by zbawić duszę, ani po to, by wydać się oryginalnym. Musimy wierzyć z prostego powodu, że Bóg istnieje".. Dobrze zanotowałem to zdanie, które rzuciło mi wyzwanie swoją autentycznością, i od tego czasu powtarzam je z pewną częstotliwością.
Kilka miesięcy temu miałem okazję przeczytać książkę Duncana White'a Zimni wojownicy -której podtytuł brzmi Pisarze, którzy walczyli z literacką zimną wojną- która szczegółowo wyjaśnia perypetie i trudności pisarzy takich jak Orwell, Koestler, Greene, Hemingway i wielu innych, którzy brali udział w literackiej walce z komunizmem od lat trzydziestych, podczas hiszpańskiej wojny domowej, aż do lat dziewięćdziesiątych, kiedy to rozpadł się Związek Radziecki. Książka o zimnej wojnie opisuje dość szczegółowo proces w Moskwie w lutym 1966 roku pisarza Andrieja Siniawskiego i jego przyjaciela poety Juliusza Daniela. Za wydane za granicą pod pseudonimem powieści oskarżono ich o antysowiecką agitację i propagandę.
Proces - szeroko krytykowany w prasie zachodniej - trwał trzy dni: Siniavksi został skazany na siedem lat w obozie pracy w Mordowii, w pobliżu Wołgi, a Daniel na pięć. Dziś ten nieprawomyślny proces jest postrzegany jako początek radzieckiego ruchu dysydenckiego. "W tym czasie". -Coleman napisał. "Nie zdawali sobie sprawy, że rozpoczynają ruch, który pomoże zakończyć rządy komunistów.
W rzeczywistości Siniawski odsiedział sześć lat w różnych obozach, a po wyzwoleniu wyemigrował z żoną i synem do Paryża. Czytanie w Zimni wojownicy szczegółów procesu skłoniło mnie do sprawdzenia, co Siniavski ma do zaoferowania w języku hiszpańskim. W czasie kwarantanny po koronawirusie mogłam powoli czytać jego książkę. Głos chóru (Plaza & Janés, 1978) - mieszanka pamiętnika i drobnych refleksji literackich - która uderzyła mnie swoim uważnym okiem na szczegóły, potężnymi metaforami i wieloma innymi rzeczami. Ma wypowiedzi, które sięgają do głębi duszy -."Sztuka zawsze była mniej lub bardziej improwizowaną modlitwą". (str. 24); lub "Książki skłaniają nas ku wolności, zapraszają do wyruszenia w drogę do niej". (s. 38) - i olśniewające metafory. Kopiuję tylko dwa fragmenty z wielu, które mnie urzekły.
Pierwszy to świetliste wspomnienie dzieciństwa: "Książki są jak okno, gdy w nocy zapala się światło i pokój jest miękko oświetlony, złote wzory na szybie, firankach, gobelinach i ktoś, niewidoczny z zewnątrz i ukryty w zaciszu komfortu, kto jest tajemnicą jego mieszkańców, iskrzy się przerywany. Szczególnie gdy jest zimno lub na ulicy leży śnieg (lepiej, gdy jest śnieg), ma się wrażenie, że w mieszkaniach gra melodyjna muzyka, a intelektualne wróżki błądzą pod osłoną kolorowych ekranów. W dzieciństwie nocne wędrówki przed zacisznymi oknami sprawiały, że marzyliśmy z mamą o osobnym trzypokojowym mieszkaniu, o którym opowiadała mi z entuzjazmem, bawiąc się ze mną w życie, gdy będę mężczyzną i będę mógł je kupić [...]. Mówiliśmy: "Chodźmy zobaczyć nasze mieszkanie". A przed snem chodziliśmy na spacer po zaśnieżonych alejkach, gdzie mieliśmy do wyboru trzy lub cztery okna, różniące się oświetleniem". (p. 32).
W drugim fragmencie Siniawski porównał swój pobyt w więzieniu do długiej podróży pociągiem. Napisał go w październiku 1966 roku, a mnie urodził 54 lata później, w czasie długiej kwarantanny koronawirusa: "Pod względem psychologicznym życie w obozie więziennym przypomina wagon w pociągu dalekobieżnym. Pociąg reprezentuje upływ czasu, którego przemijanie daje złudzenie, że pusta egzystencja ma pełnię i sens. Bez względu na to, co się robi, "wyrok mija"; to znaczy, że dni nie mijają na próżno, działają na korzyść człowieka i na przyszłość, co daje mu treść. I podobnie jak w pociągu, podróżni są bardzo mało skłonni do wykonywania pożytecznej pracy, ponieważ ich pobyt w pociągu zależy od nieuchronnego, choć powolnego, zbliżania się do stacji przeznaczenia. Mogą oni w miarę możliwości żyć spokojnie, grać w domino, wylegiwać się w fotelach i rozmawiać, nie martwiąc się o stracony czas. Odbywanie kary nadaje wszystkim rzeczom użyteczności". (p. 42).
Udało mi się wreszcie odnaleźć ten cytat, który poruszył mnie w młodości. Znajduje się on w krótkim zbiorze myśli wydanym po francusku w 1968 roku (Myśli improwizowaneBurgois, Paris, s. 76) i która nie ujrzała światła dziennego w języku hiszpańskim. Dotarłem do tej książeczki poprzez odniesienie do cytatu Luigiego Giussaniego w Sens religijny: podstawowy kurs chrześcijaństwa (p. 143). Dodaję jeszcze dwa zdania z tego samego utworu: "Dość o człowieku. Czas pomyśleć o Bogu". [O człowieku powiedziano już wiele. Nadszedł czas, by poczytać o Dieu.(s. 51), a także ten: "Bóg mnie wybrał". [Dieu m'a choisi] (p. 69). Są to niewątpliwie lapidarne sentencje, które poruszają serce i oświecają głowę.