Ojciec Esteban Aranaz jest księdzem z Aragonii, inkardynowanym do diecezji Tarazona (Saragossa) i misjonarzem w Chinach. Od prawie dziesięciu lat przebywa w Szanghaju, choć jego praca misyjna rozpoczęła się 22 lata temu na Tajwanie, gdzie pracował przez siedem lat. Przed misją w Chinach był rektorem Wyższego Seminarium Duchownego i dyrektorem Instytutu Teologicznego w swojej diecezji, profesorem tegoż i wikariuszem generalnym w Tarazonie. Mówi po mandaryńsku i w siedmiu innych językach. Pasjonuje się sztuką i muzyką.
Rozmawialiśmy z nim o sytuacji Kościoła w Chinach i jego ocenie funkcjonowania Kościoła w Chinach. umowa między Kościołem a chińskim rządem w sprawie mianowania biskupów. Szacuje się, że w Chinach jest od 15 do 20 milionów katolików, co stanowi około 1% populacji. Dla porównania, społeczność ewangelicka jest nieco większa.
Powiedz nam, kim jesteś, jak długo przebywasz w Azji i Chinach oraz na czym polega Twoja praca duszpasterska.
- Jestem księdzem diecezjalnym z Tarazony w Hiszpanii. Moja misyjna podróż rozpoczęła się 23 lata temu na Tajwanie. Spędziłem tam siedem lat, zanim przeniosłem się do Szanghaju, gdzie jestem od dziesięciu lat.
Moja misja w Chinach koncentruje się na opiece duszpasterskiej nad hiszpańsko- i portugalskojęzyczną wspólnotą katolicką w Szanghaju oraz wspólnotą Yiwú w prowincji Zhejiang. Ponadto co miesiąc podróżuję do Pekinu, gdzie prowadzę rekolekcje w języku mandaryńskim dla młodych ludzi.
Jak to możliwe, że pracuje w Chinach? Czy zagraniczni księża nie powinni tam pracować?
- W Chinach istnieją ograniczenia dotyczące obecności zagranicznych księży, ale moja praca odbywa się w ramach dozwolonych dla społeczności zagranicznej. Moja sytuacja znacznie się poprawiła. Oficjalnie posługuję katolikom hiszpańsko- i portugalskojęzycznym, ale dzięki osobistym kontaktom i przyjaźniom mam również znaczące relacje z wieloma chińskimi wiernymi. Od ostatniego Bożego Narodzenia jestem organistą w katedrze w Szanghaju.
Praca w Chinach oznacza dostosowanie się do złożonej rzeczywistości. To nie tylko kwestia ograniczeń administracyjnych, ale także umiejętność poruszania się z rozwagą i dyskrecją. Chociaż liczba nawróceń każdego roku jest znacząca, ewangelizacja w Chinach nie jest masowa ani hałaśliwa, ale odbywa się w małych kręgach, w codziennym życiu, w zaufaniu, które rodzi się z każdą osobą. Wiara jest tutaj ziarnem, które rośnie po cichu, ale zapuszcza głębokie korzenie.
Jacy są chińscy katolicy i jak przeżywana jest wiara w Chinach?
- Pobożność chińskich katolików jest imponująca. Ogólnie rzecz biorąc, w Azji istnieje wielka cześć dla religii, a w Chinach znajduje to odzwierciedlenie w bardzo aktywnym uczestnictwie w liturgii. Na przykład w katedrze w Szanghaju w niedziele na każdym nabożeństwie gromadzi się do 700 wiernych z postawą głębokiej wiary i oddania.
W przeciwieństwie do wielu katolików na Zachodzie, tutaj często można zobaczyć wiernych, wielu z nich bardzo młodych, aktywnie uczestniczących we Mszy i zachowujących postawę głębokiej pobożności. Gesty są bardzo ważne: klęczenie, trzymanie rąk razem przez cały czas, to wyrażenia, które mówią o głębokiej wierze w obliczu tajemnicy. Liturgia jest bardzo zadbana, a chóry są wyjątkowe, ponieważ muzyka jest bardzo ceniona w Chinach.
Obcokrajowcy są bardzo zaskoczeni tą gorliwością. Wielu uderza głębia i szacunek, z jakim Chińczycy przeżywają swoją wiarę. Zawsze zalecam odwiedzającym ten kraj uczestnictwo w mszy w języku chińskim, nawet jeśli nie rozumieją tego języka. Postawa i oddanie wiernych mówią same za siebie.
Jaką rolę odgrywa społeczność katolicka w chińskim społeczeństwie?
- Obecność Kościoła w Chinach ma charakter zarówno kulturowy, jak i społeczny. Dlatego nie można mówić o wierze katolickiej jako o wierze obcokrajowców, jak to miało miejsce w przeszłości. W Chinach w prawie każdym mieście, nawet najmniejszym, jest przynajmniej jeden kościół katolicki. Co więcej, w wielu diecezjach znajdują się domy dla osób starszych i sierocińce prowadzone przez siostry zakonne lub wiernych świeckich. Jednak dostęp do niektórych przestrzeni publicznych i obowiązków w państwie jest nadal ograniczony dla wierzących, przynajmniej oficjalnie.
W niektórych prowincjach, takich jak Hebei i Shanxi, obecność katolików jest bardziej widoczna, z dużymi społecznościami i dobrze utrzymanymi kościołami. Mimo to Kościół pozostaje społecznością mniejszościową i nie ma takiego samego wpływu społecznego jak w innych krajach.
W jaki sposób polityka chińskiego rządu wpływa na formację nowych księży i edukację religijną wiernych?
- Chiny mają kilka prestiżowych seminariów, takich jak seminarium diecezjalne w Pekinie lub seminarium narodowe również w stolicy, które gości ponad 100 seminarzystów i ponad 30 sióstr zakonnych jako centrum formacyjne. Trzeba powiedzieć, że formacja jest poważna i dobrze zorganizowana, z bibliotekami, salami do nauki i solidną formacją teologiczną.
Oprócz seminariów w Pekinie istnieją inne ośrodki szkoleniowe, takie jak seminarium Sheshan w Szanghaju, które w przeszłości miało duże znaczenie, a po kilku latach upadku obecnie powraca. Istnieje również seminarium w Xi'an i seminarium w Shijiazhuang w prowincji Hebei, przy czym to ostatnie jest największym w kraju i kształci ponad 100 studentów.
Od lat sytuacja formacji chińskich kapłanów poprawia się dzięki pomocy "Propaganda Fide" i różnych instytucji kościelnych w takich miejscach jak Rzym, Pampeluna, Francja, Belgia, Stany Zjednoczone itp. Diecezje takie jak Pekin, wśród wielu innych, były pionierami w formowaniu młodego i dobrze przygotowanego duchowieństwa, z wieloma księżmi, którzy oprócz studiów kościelnych ukończyli karierę cywilną.
Krótko mówiąc, poziom doktrynalny jest dobry.
- Należy zauważyć, że pomimo interwencji i kontroli państwa, doktryna, moralność i liturgia Kościoła w Chinach nigdy w historii nie zostały zmienione. Sukcesja apostolska zawsze była zachowana. Dlatego Rzym nigdy nie uważał Kościoła w Chinach za Kościół schizmatycki.
Dlaczego Benedykt XVI zaprosił podziemne wspólnoty do ujawnienia się? Jak przebiega ten proces?
- W swoim liście do chińskich katolików z 2007 roku Benedykt XVI wyjaśnił, że tajność jest wyjątkową sytuacją w życiu Kościoła i nie jest normalnym sposobem przeżywania wiary. Z tego powodu niemiecki papież wezwał podziemne wspólnoty do integracji tam, gdzie jest to możliwe, i stopniowo czynione są postępy w tym kierunku. Trzeba powiedzieć, że nie zawsze jest to łatwe, ponieważ są księża, którzy starają się o uregulowanie w ramach chińskiego prawa, ale władze w niektórych miejscach nadal stawiają bardzo restrykcyjne warunki.
I czy w dzisiejszych Chinach nadal ma sens mówienie o społeczności patriotycznej i podziemnej?
- Od czasu podpisania porozumienia między Stolicą Apostolską a chińskim rządem w 2018 r. wszyscy biskupi w Chinach są uznawani przez Stolicę Apostolską i pozostają w komunii z papieżem. Oznacza to, że nie można już mówić o Kościele oficjalnym i podziemnym. Chociaż nadal istnieje wielu biskupów i kilka wspólnot, które nie uzyskały publicznego uznania przez państwo, na poziomie kościelnym i doktrynalnym Kościół w Chinach jest jednym Kościołem, z jego biskupami w pełni uznanymi przez Rzym... .
Umowa ta, która początkowo była odnawiana na okresy dwuletnie, będzie obowiązywać przez cztery lata od września 2024 roku. Jest to bardzo pozytywne i znaczące, ponieważ pozwoliło Kościołowi wzrastać w jedności i wzmocnić więzi między chińską wspólnotą katolicką a Kościołem powszechnym.
Jak oceniasz tajne porozumienie państwa chińskiego z Watykanem?
- Tajne porozumienie między Stolicą Apostolską a Chinami było moim zdaniem bardzo pozytywne. Chociaż dla niektórych pozostaje kontrowersyjną kwestią, myślę, że należy na nią spojrzeć spokojnie. Nie jest to pełne ani ostateczne porozumienie, ponieważ koncentruje się tylko na mianowaniu biskupów. Pozwoliło jednak na uregulowanie sytuacji wielu biskupów i pomogło w normalizacji życia kościelnego i duszpasterskiego wielu diecezji, jak miało to miejsce w Szanghaju, poprzez ułatwienie dialogu z władzami. Chociaż treść porozumienia nie jest jawna, jego celem jest zachowanie jedności Kościoła w Chinach i zagwarantowanie komunii wszystkich biskupów z papieżem.
W tak złożonym kontekście każdy postęp, nawet niewielki, ma wielką wartość, nawet jeśli przed nami wciąż wiele wyzwań. Moim zdaniem postawa dialogu promowana przez papieża Franciszka i praca Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej pomagają osiągnąć znaczący postęp po latach wyobcowania i nieporozumień.
Co sądzisz o pesymistycznym nastawieniu kardynała Zena do tego porozumienia?
- Mam wielkie uznanie i szacunek dla kardynała Zena, z którym miałem okazję rozmawiać przy wielu okazjach. W rzeczywistości to on powiedział mi przy pewnej okazji wiele lat temu: "że wspieranie oficjalnej lub podziemnej społeczności było równie ważne, ponieważ w Chinach istniał tylko jeden kościół.
Uważam jednak, że jego krytyczny pogląd na to porozumienie, choć zrozumiały i godny szacunku, nie sprzyja konstruktywnemu podejściu do obecnej rzeczywistości Chin. Rzym wyraźnie wybrał ostrożną, ale bardziej zorientowaną na dialog strategię, która ma na celu uniknięcie konfrontacji. Nie oznacza to ucieczki od krzyża ani niczego podobnego, jak czasami postrzega się to na Zachodzie. Istnieje jednak potrzeba pójścia naprzód.
Czy ta strategia przynosi efekty?
- Należy pamiętać, że w Chinach istnieje wolność kultu, a praktyki religijne katolików, podobnie jak innych wyznań, są szanowane, edukacja jest dozwolona, a wierni mogą przystępować do sakramentów, w seminariach są książki, a ludzie nie uczą się na kserokopiach, jak w przeszłości. Krótko mówiąc, jeśli spojrzeć na sprawy z tego miejsca, można zauważyć, że wiele rzeczy uległo poprawie.
Dla mnie ta sytuacja, w której z jednej strony wygrywamy, a z drugiej bierzemy pod uwagę rzeczy, które wciąż wymagają poprawy, przypomina mi to, czego doświadczyliśmy w Hiszpanii podczas przejścia do demokracji. W tym kontekście każdy musiał ustąpić w pewnych kwestiach, ułatwiając harmonię i pojednanie. Nadchodzi taki czas w życiu jednostek i narodów, że jeśli się nie wybaczy, nie da się żyć razem i iść naprzód,
W jaki sposób jesteś połączony ze swoim biskupem z Chin?
- Chociaż moja praca misyjna odbywa się w Chinach, nadal jestem inkardynowany w Tarazonie i utrzymuję regularną komunikację z moim biskupem w Hiszpanii, informując go o mojej pracy i zawsze otrzymując jego wsparcie.
Ale przeżywam również moje kapłaństwo w pełnej komunii z lokalnym biskupem Szanghaju, którego w tym kontekście uważam za mojego pasterza. Chociaż nie mogę jeszcze nawiązać relacji umownej z diecezją szanghajską, aktywnie uczestniczę w jej życiu kościelnym. Od czasu przybycia nowego biskupa Josepha Shena mogłem trzykrotnie koncelebrować Eucharystię w katedrze Xujiahui. To podwójne połączenie odzwierciedla uniwersalność Kościoła i współpracę między różnymi diecezjami na rzecz ewangelizacji, która również wzmacnia komunię kościelną.
Od 29 września ubiegłego roku moja praca kapłańska i wspólnota, której służę w Szanghaju, zostały oficjalnie uznane przez władze, co pomogło mi żyć i pracować jako kapłan praktycznie w pełni zintegrowany z lokalnym Kościołem.
Najwyraźniej więc pozytywnie ocenia nową sytuację Kościoła w Chinach.
- Od 2018 r. 11 biskupów zostało mianowanych zgodnie z porozumieniem między Stolicą Apostolską a chińskim rządem, co jest krokiem naprzód. Pomijając to, co wydarzyło się w Szanghaju, gdzie biskup Shen został jednostronnie przeniesiony przez Pekin, a papież ostatecznie uznał mianowanego biskupa, szczerze wolę widzieć butelkę do połowy pełną i podkreślać pozytywne aspekty tego procesu. Podobnie jak w świecie walki byków, nie jest to tylko kwestia przechytrzenia byka, trzeba wejść z odwagą i determinacją, aż do pomyślnego zakończenia zadania.
Na stronie internetowej Kościoła katolickiego w Chinach rzuca się w oczy stała obecność urzędników podczas wydarzeń religijnych. Ile autonomii tak naprawdę ma Kościół?
- W Chinach obecność i kontrola państwa jest obecna we wszystkich obszarach życia publicznego i gospodarczego, edukacji, mediów, a zatem także w życiu religijnym, ponieważ administracyjnie Kościół i wszystkie wyznania religijne w Chinach są zależne od państwa. Mimo to Kościół kontynuuje swoją misję pomimo wielu wyzwań.
Zalecam wszystkim, aby nie tracili z oczu perspektywy, kontekstu i okoliczności Chin, które, jak wszyscy wiemy, przeszły wyraźne zmiany i transformacje w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Jednak na Zachodzie wciąż istnieje wiele nieufności i uprzedzeń wobec tego kraju. Zachęcam ludzi do odwiedzenia tego kraju, poznania jego realiów i zrozumienia kontekstu.
Proces "sinizacji" wszystkich sfer życia publicznego i społecznego w Chinach wpływa również na życie Kościoła, który w ramach tej nowej koncepcji staje przed bardzo ważnymi wyzwaniami, ale także możliwościami rozwoju. Kilka miesięcy temu uczestniczyłem w ważnym spotkaniu zorganizowanym przez diecezję pekińską z udziałem biskupów, księży, sióstr zakonnych, seminarzystów i różnych osób świeckich, profesorów i członków rządu. Odbyłem rozmowę, która pozwoliła mi szczerze wyrazić niektóre poglądy na temat tego interesującego procesu. "sinizacja".
Moim zdaniem Chiny mogą wiele wnieść do Kościoła powszechnego, a wręcz przeciwnie, Kościół w Chinach musi utrzymywać żywą komunię z Kościołem powszechnym, aby mógł się rozwijać i realizować swoją misję.
Jaka jest twoja perspektywa na przyszłość Kościoła w Chinach?
- Jestem optymistą. Wiara w Chinach nie umarła, ale wciąż żyje, wciąż rośnie w codziennym życiu wielu Chińczyków. Jak przypomniał papież Franciszek podczas swojej podróży do Mongolii: "Chrześcijanie w Chinach muszą być dobrymi obywatelami i dobrymi katolikami". Wyzwań jest wiele, ale Kościół zawsze potrafił się dostosować i znaleźć sposoby na ewangelizację. Przyszłość będzie zależeć od zdolności Kościoła do podtrzymywania zapału misyjnego i dalszego wspierania konstruktywnego dialogu z władzami, który zachęci wiernych do dalszego autentycznego przeżywania swojej wiary.
Jaką rolę odgrywa przyjaźń w twoich relacjach z chińskimi wiernymi?
- Przyjaźń jest kluczowa, nazywam ją "ósmym sakramentem". Chociaż oficjalnie pracuję z obcokrajowcami, mam wielu chińskich przyjaciół. Ponadto muzyka i sztuka były cennymi narzędziami, które zbliżyły mnie do nich poprzez inicjatywy takie jak "Przyjaciele Piękna", spotkania i zebrania, podczas których dzielimy się bogactwem kulturowym Chin i chrześcijańskim humanizmem przy filiżance dobrej herbaty. Teraz, wraz z kilkoma przyjaciółmi, promuję Instytut, który uważam za bardzo interesujący projekt.
O co dokładnie chodzi?
- Chcemy założyć "Instytut Diego de Pantoja", projekt mający na celu budowanie mostów między Chinami a Zachodem we wszystkich dziedzinach stosunków międzyludzkich: historii, sztuce, filozofii, biznesie i ekonomii, stosunkach międzynarodowych i dyplomacji. Diego de Pantoja, pochodzący z Valdemoro (Madryt), był jezuitą współczesnym Mateo Ricci, który promował dialog między Chinami a Europą w XVII wieku. Za pośrednictwem Instytutu promujemy wymianę akademicką i artystyczną, taką jak ta, którą niedawno przeprowadziliśmy, współpracując przy instalacji niektórych dzieł malarskich o dużej wartości artystycznej, autorstwa malarza z Malagi Raúla Berzosy, w południowej katedrze w Pekinie, lub projekt muzyczny dla katedry w Szanghaju, między innymi.
Ostatnie pytanie: jak udaje ci się zachować optymizm?
- Moja praca w Chinach nie byłaby możliwa bez modlitw i wsparcia mojej rodziny i wielu przyjaciół. W tym kontekście chciałbym zwrócić uwagę na duchową i ludzką pomoc Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża. Opus Dei z pewnością nie jest doskonałe, jak żadna inna instytucja, ale pomimo swoich błędów i trudności, zapewnia bezcenną służbę Kościołowi, a zwłaszcza kapłanom diecezjalnym.
Chciałbym powiedzieć głośno i wyraźnie, że Opus Dei od samego początku było zaangażowane w towarzyszenie kapłanom. A formacja duchowieństwa była jednym z jego priorytetów, promując dużą liczbę grantów i stypendiów, będących wynikiem hojności wielu dobrych ludzi, na studia w Pampelunie i Rzymie. Większość wykształconych tam kapłanów nie należy do Dzieła, dziś niektórzy są nawet biskupami, ale wszyscy skorzystali ze środków, które od dawna przynoszą korzyść Kościołowi powszechnemu.
Jest to dziedzictwo, za które musimy podziękować kapłanowi diecezjalnemu z Saragossy i świętemu powszechnemu, Josemaríi Escrivá, który kochał i żył dla kapłanów. Błogosławiony Álvaro del Portillo kontynuował to dzieło. Istnieją instytucje, takie jak Międzynarodowe Seminarium Bidasoa w Pampelunie i Sædes Sapientiæ w Rzymie, Wydział Teologiczny Uniwersytetu Nawarry, Papieski Uniwersytet Świętego Krzyża w Rzymie i wiele innych ośrodków, które nadal pomagają Kościołowi i kapłanom na całym świecie.
Sam studiowałem na Uniwersytecie Nawarry, który jest moją "alma mater", i byłem szkolony w Kolegium Kościelnym Bidasoa. Po kilku latach życia duszpasterskiego uzyskałem licencjat z teologii dogmatycznej na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie.
Jakieś przemyślenia, którymi chciałbyś zakończyć ten wywiad?
Jeśli mogę, nie chciałbym zakończyć tego interesującego spotkania bez podzielenia się z naszymi czytelnikami myślą, którą napisałem kilka lat temu, a która może pomóc zrozumieć moją miłość do Chin:
"Nasze istnienie zawdzięczamy Bogu, naszym rodzicom, którzy dali nam życie. Jesteśmy częścią tradycji naszych przodków! Ale serce reaguje tylko na wolność miłości! A ja, ponieważ jestem wolny, z miłości do Chrystusa, postanowiłem na zawsze oddać ją narodowi chińskiemu. Więc bez względu na to, gdzie zabierze mnie Opatrzność, gdziekolwiek jestem, chcę zawsze być innym Chińczykiem!