Jonathan Roumie wita dziennikarzy w Madrycie ciepłym uśmiechem i pogodną energią, która wydaje się odzwierciedlać tę samą głębię, którą wniósł do swojej roli Jezusa Chrystusa w Wybrańcy. Z ponad 600 milionami wyświetleń na całym świecie, seria uczyniła Roumie punktem odniesienia dla milionów wierzących i widzów.
Podczas naszej rozmowy, przed europejską premierą piątego sezonu serialu, rozmawiamy o jego doświadczeniach związanych z powołaniem do życia najbardziej doniosłej roli w jego karierze, wpływie serialu na jego życie osobiste i wyzwaniach związanych z graniem Jezusa. Między śmiechem a refleksją Jonathan Roumie zaprasza nas do odkrycia człowieka stojącego za postacią.
Aktorzy zazwyczaj grają postacie, które są archetypami, ale ty grasz jedynego człowieka, który najpierw był prawdziwym człowiekiem, a potem archetypem. Czy to sprawia, że czujesz szczególną odpowiedzialność? Jak to zmienia sposób, w jaki grasz siebie w The Chosen?
- Nie wiem, czy ten pomysł zmienia moją interpretację, czy nawet moje podejście do Niego. Myślę, że muszę podchodzić do Niego tak, jak do każdej postaci, która jest osobą, reprezentatywną istotą ludzką. Oczywiście przypadek Jezusa jest szczególny, ponieważ jest w pełni człowiekiem i w pełni boski, ale nie próbuję interpretować boskości, ponieważ nie mogę się z nią identyfikować.
Mogę jedynie identyfikować się z człowieczeństwem Jezusa, i to nie do końca, ponieważ Jego człowieczeństwo było doskonałe, a mnie daleko do doskonałości. Myślę więc, że wszystko, co mogę zrobić, to poddać się własnemu człowieczeństwu i ofiarować mu moje pragnienie dogłębnego poznania go, koncepcję, jaką mam na temat jego miłości do ludzkości i spróbować emanować nią w procesie interpretowania go.
Czy przeraża cię to, że tak wiele osób odnosi cię do Jezusa w The Chosen i czy wpływa to na sposób, w jaki zachowujesz się w życiu prywatnym?
- Myślę, że większość ludzi wie, że tak naprawdę nie jestem Jezusem (śmiech). Może są tacy, którzy tak myślą, ale ja nie znam nikogo takiego. Myślę, że gdy ludzie są pod wpływem mojego występu i ogólnie serialu, to chcą mieć podobne spotkanie z Jezusem Chrystusem.
To duża odpowiedzialność, jak duży wpływ mogę mieć na to, jak czują się inni ludzie, ale staram się o tym nie myśleć. Staram się trochę zdjąć ten ciężar z barków, ponieważ to, co inni o mnie myślą, to naprawdę nie moja sprawa. Ale staram się być wdzięczny i miły dla ludzi, gdy ich spotykam. Dzięki The Chosen poznałem wielu ludzi z różnych miejsc i chcę wywrzeć na nich pozytywny wpływ.
Czy jest jakaś cecha Jezusa, której nigdy wcześniej nie brałeś pod uwagę, ale którą odkryłeś podczas jego interpretacji?
- Nie wiem, czy powiedziałbym, że odkryłem nową cechę. Sądzę raczej, że istniały szczegóły jego osobowości, których nigdy tak naprawdę nie zauważyłem, ponieważ tak naprawdę o nich nie myślałem, a myśląc o codziennym życiu Jezusa, odkryłem, jak wyglądałaby intymność z jego przyjaciółmi i uczniami. Nie zastanawiałem się nad tym tak głęboko, dopóki nie zacząłem tego interpretować. Zasadniczo to właśnie przekazujemy w The Chosen: intymność dwunastu apostołów, wszystkich naśladowców Jezusa.