Szwajcarski teolog Hans Küng zmarł w Tybindze w wieku 93 lat po długiej chorobie. Był kluczową postacią na scenie teologicznej w drugiej połowie XX wieku. W latach 1960-1996 wykładał na Uniwersytecie w Tybindze; w 1979 r. Stolica Apostolska cofnęła mu zezwolenie na wykładanie teologii katolickiej, uznając jego nauczanie za sprzeczne z konkretnymi prawdami wiary. W ostatnich trzydziestu latach Küng skupił się na promowaniu dialogu między religiami, dla którego zainicjował projekt "Ethos mundial". Jego książki były szeroko rozpowszechniane. Ostatni większy występ miał wiosną 2018 roku, na sympozjum naukowym zorganizowanym przez Fundację "Weltethos" i Uniwersytet z okazji 90. urodzin.
Jego napięcia z Kościołem znajdowały z kolei odzwierciedlenie w jego relacjach z innymi współczesnymi teologami. Różnice z Josephem Ratzingerem, z którym początkowo dzielił niektóre projekty badawcze, nie przeszkodziły przyjaźni, którą odzyskał papież emeryt Benedykt XVI, przyjmując go na audiencji w Rzymie w 2005 roku, co wzbudziło wielkie oczekiwania.
Profesor Pablo Blanco Sarto śledzi zwroty akcji tej przyjaźni, która odzwierciedla także dylematy najnowszej teologii katolickiej, zwłaszcza w świecie niemieckojęzycznym.
Trudna przyjaźń
Hans Küng (ur. w 1928 r., zm. 6 kwietnia 2021 r.) i Joseph Ratzinger - o rok starszy - byli dwoma młodymi księżmi, gdy w 1957 r. spotkali się w Innsbrucku, by dogłębnie omówić teologię. Konkretnie o pracy doktorskiej Künga, na temat której Ratzinger napisał właśnie recenzję. Później zbiegli się na Soborze Watykańskim II, gdzie obaj pracowali jako eksperci. Tam Küng został bardzo dobrze przyjęty przez media (to jego wizerunek oznaczał, że Rada otworzyła okno, by wpuścić świeże powietrze), nosił rewolucyjne jeansy. Wówczas narodziła się między nimi długa i zaangażowana przyjaźń.
Szwajcarski teolog studiował Sartre'a i Bartha w Paryżu i Rzymie. Rzeczywiście, napisał pracę magisterską na temat Karla Bartha, choć, co ciekawe, jego pisma będą później dryfować w kierunku podejść XIX-wiecznego liberalnego protestantyzmu. To właśnie ta zmiana stanowiska rozdzieliła później obu teologów, choć Ratzinger stwierdza: "Nigdy nie miałem z nim osobistego konfliktu, w żadnym wypadku" (The Salt of the Earth, s. 85).
Küng zajmował się początkowo eklezjologią, choć jego dociekania dotyczące natury Kościoła znajdowały pewne rozbieżności z nauką magisterium. Zaproponował Kościół, w którym wszystko składa się z czysto historycznego stawania się, w którym wszystko może się zmieniać w zależności od różnych okoliczności. Jeśli istnieje stabilna forma Kościoła, która odpowiada jego istocie - mówił dalej - to jest to forma charyzmatyczna i nieinstytucjonalna, poprzedzająca ewentualną klerykalizację. Będzie więc stanowczo przeciwstawiał Kościół hierarchiczny Kościołowi charyzmatycznemu i prawdziwemu. Ponadto jego późniejsza "uniwersalna teologia ekumeniczna" doprowadziła do tego, że w 1979 r. odmówiono mu przyjęcia na wydział, by mógł wykładać teologię katolicką.
Ratzinger czuł się w Münster na północy jak w domu, a sobór wreszcie się skończył. "Zacząłem coraz bardziej kochać to piękne i szlachetne miasto - mówi Ratzinger w swoich wspomnieniach - ale istniał jeden negatywny fakt: nadmierna odległość od mojej ojczyzny, Bawarii, z którą byłem i jestem głęboko i intymnie związany. Tęskniłem za południem. Pokusa stała się nie do odparcia, gdy Uniwersytet w Tybindze [...] wezwał mnie do objęcia drugiej katedry dogmatyki, która dopiero niedawno powstała. To Hans Küng nalegał na moją kandydaturę i na uzyskanie akceptacji innych kolegów. Poznałem go w 1957 roku, podczas kongresu teologów dogmatycznych w Innsbrucku [...]. Podobała mi się jego przyjazna szczerość i prostota. Powstała dobra relacja osobista, nawet jeśli wkrótce potem [...] doszło między nami do dość poważnej dyskusji na temat teologii Soboru. Ale obaj uważaliśmy je za uzasadnione różnice teologiczne [...]. Dialog z nim uważałem za niezwykle stymulujący, ale kiedy zarysowała się jego orientacja na teologię polityczną, poczułem, że różnice narastają i mogą dotknąć punktów fundamentalnych" (Moje życie, s. 111-112), jeśli chodzi o wiarę.
W międzyczasie szwajcarski teolog był na pokładzie Alfa Romeo Wykłady w Tybindze rozpocząłem na początku semestru letniego 1966 roku, już w niepewnym stanie zdrowia [...]. "Wykłady w Tybindze rozpocząłem już na początku semestru letniego 1966 roku, skądinąd w niepewnym stanie zdrowia [...]. Wydział miał kadrę nauczycielską na najwyższym poziomie, nawet jeśli nieco skłonną do polemik [...]. W 1967 roku mogliśmy jeszcze wspaniale obchodzić 150-lecie katolickiego wydziału teologicznego, ale była to ostatnia uroczystość akademicka w starym stylu. Kulturowy "paradygmat", którym myśleli studenci i część profesorów, zmienił się niemal z dnia na dzień. Do tej pory drogę rozumowania wyznaczały teologia Bultmanna i filozofia Heideggera; nagle, niemal z dnia na dzień, schemat egzystencjalistyczny załamał się i został zastąpiony marksistowskim. Ernst Bloch wykładał wówczas w Tybindze i w swoich wykładach oczerniał Heideggera jako drobnomieszczanina. Niemal w tym samym czasie, co mój przyjazd, Jürgen Moltmann został powołany na ewangelicki wydział teologiczny. Teologia nadzieiNa podstawie Blocha dokonywano przewartościowań w teologii. Egzystencjalizm całkowicie się rozpadał, a rewolucja marksistowska ogarniała cały uniwersytet" (Moje życie, s. 112-113), w tym katolickie i protestanckie wydziały teologiczne. Marksizm zajął miejsce egzystencjalizmu.
Bunt uczniów przejął sale lekcyjne. Ratzinger z prawdziwym przerażeniem wspomina przemoc, której był świadkiem w tamtych latach w Tybindze. "Widziałem twarzą w twarz okrutne oblicze tej ateistycznej dewocji, psychologiczny terror, bezbrzeżne porzucenie wszelkiej refleksji moralnej - uważanej za burżuazyjną pozostałość - gdzie jedynym celem była ideologia. [...] Wszystko to przeżyłem na własnym ciele, bo w czasie największej konfrontacji byłem dziekanem swojego wydziału [...]. Osobiście nigdy nie miałem żadnych trudności ze studentami, wręcz przeciwnie, na moich kursach zawsze mogłem porozmawiać z dobrą liczbą uważnych asystentów. Wydawało mi się jednak zdradą wycofanie się do ciszy mojej klasy i pozostawienie reszty innym" (Moje życie, s. 114).
Ktoś rozpuścił wiadomość, że kiedyś zabrano mu mikrofon podczas jednego z wykładów w Tybindze, na co obecny kardynał odpowiedział: "Nie, nigdy nie zabrano mi mikrofonu. Nie miałem też trudności ze studentami, a raczej z działaczami, którzy wywodzili się z dziwnego zjawiska społecznego. W Tybindze wykłady były zawsze dobrze prowadzone i dobrze przyjmowane przez studentów, a relacje z nimi były nienaganne. Wtedy jednak uświadomiłem sobie infiltrację nowej tendencji, która - fanatycznie - używała chrześcijaństwa jako narzędzia w służbie swojej ideologii. I to wydawało mi się prawdziwym kłamstwem. [...] Aby nieco przybliżyć stosowane wówczas procedury, chciałbym przytoczyć kilka słów, które niedawno w jednej z publikacji przywołał mój protestancki kolega, pastor Beyerhaus, z którym pracowałem. Te cytaty nie pochodzą z bolszewickiego pamfletu propagandy ateistycznej. Zostały one wydane jako ulotki latem 1969 roku, do rozpowszechnienia wśród ewangelickich studentów teologii w Tybindze. W nagłówku czytamy: 'Pan Jezus, partyzant', i mówił dalej: "Czym innym może być krzyż Chrystusa, jak nie sadomasochistycznym wyrazem gloryfikacji bólu?". Albo ten: "Nowy Testament to okrutny dokument, wielka masowa supremacja!" [...] W teologii katolickiej nie poszło to tak daleko, ale nurt, który się wyłaniał, był dokładnie taki sam. Wtedy zrozumiałem, że kto chce pozostać postępowy, musi zmienić swój sposób myślenia" (Sól ziemi, 83-84).
Ratzinger kontynuował swój intensywny program nauczania. W kolejnych latach okoliczności miały się jednak znacząco zmienić. Jeden z jego biografów przytacza wspomnienia jednego z jego uczniów: "Veerweyen rozpoczął naukę u Ratzingera w Bonn, potem poszedł za nim do Münster, a w końcu do Tybingi, gdzie pozostał z nim do 1967 roku. Veermeyen ma wyraźne wspomnienia związane z Ratzingerem w klasie. Był doskonałym nauczycielem - wspomina - zarówno pod względem naukowym, jak i dydaktycznym. Zawsze był bardzo dobrze przygotowany. Już w Bonn można było opublikować praktycznie wszystko, co wyszło z jego ust". Veermeyen mówi, że kursy w Bonn i Münster były zawsze pełne. My studenci byliśmy z niego dumni, bo był jednym z najważniejszych ekspertów od Soboru Watykańskiego II - mówi Verweyen. Według niego, spadek popularności Ratzingera rozpoczął się w 1967 roku" (J.L. Allen, Cardinal Ratzinger, s. 105).
W tych trudnych latach Ratzinger napisał jedną ze swoich najbardziej znanych książek. "Ponieważ w 1967 roku główny kurs dogmatyki poprowadził Hans Küng, mogłem wreszcie zrealizować projekt, do którego dążyłem od dziesięciu lat. Odważyłem się na eksperyment z kursem dla studentów wszystkich kierunków, zatytułowanym Wprowadzenie do chrześcijaństwa. Z tych lekcji narodziła się książka, która została przetłumaczona na siedemnaście języków i wielokrotnie wznawiana, nie tylko w Niemczech, i która nadal jest czytana. Byłem i jestem w pełni świadomy jej ograniczeń, ale fakt, że ta książka otworzyła drzwi dla wielu ludzi, jest dla mnie źródłem satysfakcji" (Moje życie, s. 115).
Ta książka jest początkiem tego, co wydawało się zmianą, ale w rzeczywistości jest to tylko ruch w tym samym kierunku: środowisko tak bardzo się zmieniło od lat, kiedy zaczął uprawiać teologię!
W przedmowie do pierwszego wydania ówczesny profesor w Tybindze zastanawiał się, czy teologowie nie zrobili tego samego, co przydarzyło się w opowiadaniu Hansowi-with-Luck (nigdy Hansowi Küngowi, wyjaśnił później, por. Sól ziemi, s. 85), gdy wymienił całe złoto, jakie posiadał, na pospolite drobiazgi. Rzeczywiście, podpowiada, że tak mogło być czasami. Mimo oczywistego oszustwa, jest w tym pewien pozytywny aspekt, albowiem z faktu, że złoto kojarzyło się z drobiazgami, wynikają pewne korzyści. Teologia zstąpiłaby z chmur, ale chwilami zadowalała się lustrami i bibelotami.
Nad Kościołem będą wiały wiatry burzowe. Ten 1966 - ten sam rok, w którym niepełny Katechizm holenderski-tradycyjne spotkanie niemieckich katolików,... KatholikentagKonferencja w Bambergu, podobnie jak dwa lata później w Essen, przyniosła momenty wielkiego napięcia. Hans Küng opublikuje później Prawdomówność dla przyszłości Kościoła (1968), w którym przemyśla na nowo postać księdza i kwestionuje celibat. W tym samym czasie otwierała się twarda debata wokół encykliki Humanae vitaepromulgowany w tym samym roku przez Pawła VI. Ponadto do wiadomości publicznej podano szereg inicjatyw, które były sprzeczne z literą i duchem Rady. Kościół niemiecki, uprzywilejowany bardzo hojnym systemem poboru podatków, wspierał misje i inicjatywy solidarnościowe w Trzecim Świecie. Widać było jednak zamieszanie wśród chrześcijan. W ten sposób postępowcy i konserwatyści, filomarksiści i apolityczni, "papolaci" i chrześcijanie z "antyrzymskim kompleksem" byli w ciągłej debacie ze sobą. Rahner w 1972 roku, oceniając całą sytuację, napisał: "Kościół niemiecki jest Kościołem, w którym istnieje niebezpieczeństwo polaryzacji" (K. Rahner, Transformazione strutturale della Chiesa come compito e come chance, Brescia 1973, s. 48).
Natomiast synod biskupów niemieckich w Würzburgu (1971-1975) zaproponował całkowitą wierność Soborowi (por. A. Riccardi, Europa occidentale, w: AA.VV., La Chiesa del Vaticano II (1958-1978), Storia della Chiesa, XXV/2, San Paolo, Cinisello Balsamo 1994, s. 392-396). "Sobór - mówił Ratzinger w 1988 roku - jest ogromnym wyzwaniem dla Kościoła, bo rodzi reakcje i prowokuje kryzysy. Czasami organizm musi przejść operację chirurgiczną, po której następuje regeneracja i gojenie. To samo dotyczy Kościoła i Soboru" (Being Christian in the Neo-Pagan Age, s. 118). Kolejne lata były więc zagmatwane i trudne. Rzeczywiście, w 1968 roku, tym samym, w którym Paweł VI opublikował Humanae vitae, Joseph Ratzinger przeżywa i cierpi z powodu buntów studenckich na Uniwersytecie w Tybindze (jednocześnie jednak podpisuje Deklarację z Nijmegen, podpisaną przez 1360 teologów i skierowaną do dawnego Świętego Oficjum, wzywającą do większego pluralizmu religijnego, por. J.L. Allen, Cardinal Ratzinger, s. 67-68). Dwa lata wcześniej Hans Urs von Balthasar opublikował CordulaDoktryna Soboru, krytyka posoborowych odstępstw od własnej doktryny, zwłaszcza od teologii Karla Rahnera. Zaczynała się tworzyć otwarta reakcja na postępowe dogmaty.
Stanowisko Balthasara zmieniało się więc i ewoluowało, co uwidoczniło się także w jego dziełach. Obrona prawdy w Kościele w tym drugim okresie przyniosła mu kardynałat (choć zmarł kilka dni przed jego otrzymaniem). Tak więc profesor z Bazylei miał jeszcze możliwość promowania ambitnej inicjatywy. "Balthasar (który nie został wezwany na sobór, a który z wielką przenikliwością oceniał powstałą sytuację) szukał nowych rozwiązań, które wydobyłyby teologię z partyzanckich formuł, do których coraz bardziej się skłaniała. Jego troską było zgromadzenie wszystkich tych, którzy starali się uprawiać teologię nie z zestawu uprzedzeń wywodzących się z polityki kościelnej, ale którzy byli mocno zdecydowani pracować w oparciu o jej źródła i metody. W ten sposób narodziła się idea międzynarodowego czasopisma, które miało działać w oparciu o communio w sakramentach i w wierze [...]. W istocie, w naszym przekonaniu instrument ten nie mógł i nie powinien być wyłącznie teologiczny, ale w obliczu kryzysu teologii zrodzonego z kryzysu kultury [...] powinien obejmować całą dziedzinę kultury i być wydawany we współpracy ze świeckimi o wielkiej kompetencji kulturowej. [...] Od tego czasu, Communio urosła do tego, że jest dziś publikowana w szesnastu językach i stała się ważnym narzędziem debaty teologicznej i kulturowej" (Moje życie, s. 121).
Był jednym z założycieli Concilium w 1965 roku (i że to pismo przyjęło teraz antysoborowy kierunek) będzie teraz także u początków Communio. Ratzinger nie uważa tego za osobisty punkt zwrotny. "To nie ja się zmieniłem, to oni się zmienili. Od pierwszych spotkań postawiłem kolegom dwa warunki. [...] Te warunki [służby i wierności Soborowi], z czasem stawały się coraz mniej obecne, aż nastąpiła zmiana - którą można umiejscowić około 1973 roku - kiedy ktoś zaczął mówić, że teksty Vaticanum II nie mogą być punktem odniesienia dla teologii katolickiej" (Być chrześcijaninem w epoce neopogańskiej, s. 118).
Wszystko zaczęło się kilka lat wcześniej. "Spotykali się w via Aurelia. Był rok 1969; Paweł VI wciąż potępiał "samozniszczenie" Kościoła, a katoliccy intelektualiści byli jeszcze obojętni, marząc o Kościele jutra. W tej restauracji, rzut kamieniem od kopuły [Bazyliki św. Piotra], siedzieli Hans Urs von Balthasar, Henri de Lubac i Joseph Ratzinger. Przed talerzem z spaghetti i lampką dobrego wina, narodził się pomysł nowego międzynarodowego czasopisma teologicznego. W tych burzliwych posoborowych latach w Kościele panowało inne pismo, Conciliumktóra pojawiła się w 1965 roku i [obecnie] jest w rękach Künga i Schillebeeckxa. Postępującej hegemonii należało przeciwstawić się w imię nowej, pewniejszej teologii" (L. Brunelli, Prezentacja dla Teologów Centrum, "30 dni" VI, 58-59 (1992) s. 48). Rzeczywiście, ponieważ Baltazar nie mógł uczestniczyć w radzie, dawało to pewne korzyści. "Dystans, z którego Balthasar mógł obserwować zjawisko jako całość, dał mu niezależność i jasność myślenia, które byłyby niemożliwe, gdyby żył przez cztery lata w centrum kontrowersji. Widział niekwestionowaną wielkość tekstów soborowych i uznał ją, ale zauważył też, że wokół nich trzepotały duchy niskiej rangi, które próbowały wykorzystać atmosferę soboru do narzucenia swoich pomysłów" (Teologowie Centrum, "30 Dni" VI, 58-59 (1992) s. 48-49).
Ważną rolę w tej inicjatywie odegrał również ruch kościelny "Komunia i Wyzwolenie". "W młodych ludziach zgromadzonych wokół monsignora Giussaniego [nowe pismo] znalazło impuls, radość ryzyka i odwagę wiary, które natychmiast wykorzystało" (Teologi di centro, s. 50). Angelo Scola, późniejszy patriarcha Wenecji i arcybiskup Mediolanu, wspomina w związku z tym: "Pierwszy raz zobaczyłem kardynała Ratzingera w 1971 roku. To był Wielki Post. [...] Młody profesor prawa kanonicznego, dwaj księża studenci teologii, którzy wówczas nie mieli jeszcze trzydziestu lat, oraz młody redaktor siedzieli wokół stołu, zaproszeni przez profesora Ratzingera, w typowej restauracji nad brzegiem Dunaju [...]. Zaproszenie zostało pozyskane przez von Balthasara z zamiarem omówienia możliwości wydania włoskiej edycji czasopisma, które później miało być Communio. Baltazar wiedział, jak podejmować ryzyko. Ci sami mężczyźni, którzy siedzieli przy stole w tej typowej bawarskiej gospodzie, kilka tygodni wcześniej zakłócili jego spokój w Bazylei z pewną śmiałością, bo przecież go nie znali. [...] Tak więc na koniec naszej rozmowy powiedział: "Ratzinger, musisz porozmawiać z Ratzingerem! Jest człowiekiem, który ma decydujące znaczenie dla teologii Communio. Jest to klucz do wydania niemieckiego. De Lubac i ja jesteśmy starzy. Idź i zobacz Ratzingera. Jeśli się zgodzi..." (A. Scola, Wstęp a Moje życiestr. 7-8).
Jeśli jednak cofniemy się na chwilę do końca lat siedemdziesiątych, to musimy pamiętać, że w tym czasie w części Kościoła środkowoeuropejskiego rozprzestrzeniła się rasowa atmosfera. Tym razem kontrowersje dotyczyły Hansa Künga, starego znajomego nowego arcybiskupa. Już w 1977 roku szwajcarski teolog został wezwany przed niemieckich biskupów, aby omówić swoją książkę Być chrześcijaninem (1974), i to właśnie wtedy odrzucił Ratzingera jako rozmówcę. Niedługo potem jego dawny kolega z Tybingi został wyświęcony na biskupa, a później, w 1978 roku, niemieccy biskupi myśleli, że doszli do porozumienia z kontrowersyjnym teologiem. Rok później Küng cofnął jednak swoje słowo i ponownie napisał w mało pogodny sposób o nieomylności papieża. Ratzinger krytykował to stanowisko zarówno w radiu, jak i z ambony. Posunięcia następowały jedno po drugim (por. J.L. Allen, Cardinal Ratzinger, s. 129-130).
15 grudnia 1979 roku Hans Küng otrzymał zakaz nauczania teologii katolickiej. 31 tego samego miesiąca arcybiskup i kardynał Monachium wygłosił homilię, w której bronił "wiary prostych". Nawiązując do wiary pierwszych chrześcijan, która niektórym wydawała się zbyt "prosta", powiedział: "Wydawało im się niemożliwą naiwnością, że ten Jezus z Palestyny był Synem Bożym i że jego krzyż odkupił ludzi całego świata. [...] Zaczęli więc konstruować swoje "lepsze" chrześcijaństwo, widzieć biednych wiernych, którzy po prostu przyjęli list jako wróżkijako ludzi na wstępnym etapie w stosunku do duchów wyższych, ludzi, nad którymi należało rozpostrzeć pobożną zasłonę" (Przeciw władzy intelektualistów, "30 Dni" VI, 2 (1991) s. 68).
Ratzinger kontynuował w swoim kazaniu nt. LiebfrauendomTo nie intelektualiści nadają miarę prostym, ale prości poruszają intelektualistów. To nie uczone wyjaśnienia podają miarę chrzcielnego wyznania wiary. Przeciwnie, w swojej naiwnej dosłowności wyznanie wiary chrzcielnej jest miarą całej teologii" (Przeciw władzy intelektualistów, s. 68-69). Credo wie więcej niż teologowie, którzy je ignorują. Dlatego "magisterium powierzono zadanie obrony wiary prostych przed potęgą intelektualistów". [Ma] obowiązek stać się głosem prostych, gdzie teologia przestaje wyjaśniać wyznanie wiary, aby je przejąć. [Chronić wiarę prostych, to znaczy tych, którzy nie piszą książek, nie przemawiają w telewizji, nie piszą artykułów redakcyjnych w gazetach: oto demokratyczne zadanie magisterium Kościoła" (Przeciw władzy intelektualistów, s. 69). Na zakończenie przypomina, że słowo Kościoła "nigdy nie było łagodne i urocze, jak przedstawia je nam fałszywy romantyzm o Jezusie". Przeciwnie, była surowa i tnąca jak prawdziwa miłość, która nie pozwala się oddzielić od prawdy i która kosztowała ją krzyż" (Przeciw władzy intelektualistów, s. 71).
Po latach doda o tej kontrowersyjnej sprawie: "Należy tu obalić pewien mit. W 1979 roku Hansowi Küngowi odebrano uprawnienia do wygłaszania doktryny w imieniu i na rzecz Kościoła. To musiało go wcale nie cieszyć. [Jednak] w rozmowie, którą odbyliśmy w 1982 roku, sam wyznał mi, że nie chce wracać do poprzedniej sytuacji i że bardzo dobrze przystosował się do nowej sytuacji. status. [...] Ale to [=zakaz nauczania w imieniu Kościoła] nie było tym, czego oczekiwał: jego teologia musiała być uznana za ważną formułę w ramach teologii katolickiej. Ale zamiast wycofać swoje wątpliwości dotyczące papiestwa, zradykalizował swoje stanowisko i jeszcze bardziej oddalił się od wiary Kościoła w chrystologię i [w naukę] o Bogu Trójjedynym" (Sól ziemi, s. 103). Wydaje się, że sprawa Künga głęboko naznaczyła wizję teologiczną i duszpasterską Ratzingera.
W 2005 r. w Castel Gandolfo odbyło się historyczne spotkanie dwóch teologów, którzy od dziesięcioleci byli skłóceni: Hansa Künga, nieprzejednanego krytyka Jana Pawła II, z papieżem Benedyktem XVI. Spotkanie to Küng określił jako "znak nadziei". Teolog "dysydent" przyznał niemieckiemu dziennikowi Süddeutsche Zeitungktóry poprosił o audiencję kilka tygodni wcześniej w "nadziei na możliwość podjęcia dialogu pomimo wszystkich różnic". Papież odpowiedział "szybko i w bardzo przyjaznym tonie" - mówi były współpracownik Josepha Ratzingera z Uniwersytetu w Tybindze. Omówiono etykę i rozum ludzki w świetle wiary chrześcijańskiej. Zarówno Küng, jak i Benedykt XVI mieli świadomość, że "nie ma sensu wchodzić w spór o uporczywe kwestie doktrynalne". Z tego powodu unikali wchodzenia w punkty sporne i kierowali rozmowę w bardziej przyjaznym kierunku, zajmując się szczegółami, w których wizja papieża i teologa są zgodne. Küng powiedział, że Benedykt XVI był "otwartym i uważnym słuchaczem". Dodał, że "to była obopólna radość, że po tylu latach znów się widzimy". Nie obejmowaliśmy się nawzajem tylko dlatego, że my, Niemcy, nie jesteśmy tak ekspansywni jak Latynosi. Jeszcze pod wpływem efektu zaskoczenia przyznał, że "papież jest otwarty na nowe pomysły" i wyjaśnił, że Benedykt XVI "nie jest papieżem, który patrzy na przeszłość, zamkniętym w sobie". Patrzy na sytuację Kościoła taką, jaka jest. Potrafi słuchać i zachować postawę uczonego lub badacza.
Zaskoczenie szwajcarskiego teologa przeżyła już poprzedniego lipca grupa księży z Doliny Aosty, kiedy Benedykt XVI powiedział im, że "papież jest nieomylny tylko w bardzo rzadkich przypadkach" i przyznał się przed nimi do poważnych problemów w Kościele, o których wcześniej nie mówiono publicznie, a tym bardziej na nieformalnym spotkaniu. Hans Küng przesłał wcześniej papieżowi swoją najnowszą książkę o pochodzeniu życia oraz dokumenty dotyczące jego planów zdefiniowania etyki światowej opartej na zasadach moralnych wielkich religii. Ku jego radości Benedykt XVI "oświadczył, że jest bardzo szczęśliwy, że teolog w Niemczech zajmuje się tymi pytaniami, ponieważ wie, że są one bardzo ważne". A w komunikacie watykańskim wspomina, że docenia moją pracę". Za obopólną zgodą nie rozmawiali o konfliktach z Rzymem, a jedynie o przyszłych projektach, ale sam fakt, że Benedykt XVI przyjął go na dwie godziny w Castelgandolfo i zaprosił na obiad "jest znakiem nadziei dla wielu ludzi Kościoła".