Świat

Podróż na południe. Odkrywanie eSwatini

Pierwsza część relacji z podróży i historiografii eSwatini lub Suazi autorstwa historyka Gerardo Ferrary.

Gerardo Ferrara-25 maja 2024 r.-Czas czytania: 7 minuty

Tym razem napiszę artykuł nieco inny niż zwykle. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że jest to kraj, którego nie znałem, zanim odwiedziłem go kilka dni temu... W rzeczywistości jest to kraj, o którym niewiele osób wie, ponieważ jest bardzo mały i odległy w porównaniu z tradycyjnymi szlakami turystycznymi.

Po drugie, ponieważ jest to miejsce na dalekim południu Afryki Subsaharyjskiej, lata świetlne od ziem Bliskiego Wschodu i Morza Śródziemnego, których historii poświęciłem tak wiele lat. Będzie to zatem podróż, którą odbędziemy razem, aby udać się - hear, hear! - do Suazi (teraz oficjalnie eSwatini)!

Autor artykułu z Ncamiso Vilakato ©Gerardo Ferrara

Chodźmy.

Dlaczego jedziemy do Suazi? Aby nakręcić krótki film dokumentalny o byłym studencie Papieskiego Uniwersytetu Świętego Krzyża, którego studia w zakresie komunikacji społecznej i instytucjonalnej były finansowane przez Fundacja CARF. Pierwszym przystankiem był Madryt, gdzie spotkałem się z dwoma hiszpańskimi przyjaciółmi i kolegami.

Na lotnisku wsiedliśmy na pokład samolotu Ethiopian Airlines (główne linie lotnicze w Afryce należą do Etiopii), więc zatrzymaliśmy się w Addis Abebie, aby kontynuować podróż do Maputo (Mozambik), gdzie wynajęliśmy samochód, aby przejechać około 80 km od stolicy Mozambiku do granicy z eSwatini.

W Maputo, części portugalskiej kolonii Mozambiku, mamy okazję odetchnąć pozornie portugalskim powietrzem (kilka doskonałych ciastek z kremem w sprzedaży na lotnisku, które pocieszają nas po dobrej 30-godzinnej podróży, oraz rogalik Najdroższy w historii, dobre 18 dolarów, wzięty w Addis Abebie) i mówić trochę po portugalsku.

Dziecko w eSwatini ©Gerardo Ferrara

Ale opuszczenie terenu lotniska samochodem nagle pogrąża nas w zupełnie innej atmosferze: roślinność, ulice zatłoczone mężczyznami, kobietami, dziećmi, czarnoskórymi studentami (i nami, jedynymi trzema Europejczykami w nowiutkim czerwonym samochodzie! ), którzy wybiegają na ulice, gonią się, krzyczą, żyją znacznie intensywniej niż w Europie, przerażają nas i ekscytują jednocześnie (musimy też uważać na wyboje na częściowo nieutwardzonych drogach), zwłaszcza gdy przejeżdżamy przez Beira, gdzie musimy zwolnić, ponieważ zapada zmierzch i dziesiątki uczniów opuszczają swoje szkoły (tutaj chodzą do szkoły przez cały dzień) i idą kilometrami pieszo, aby wrócić do domu. A nasz czerwony samochód z trzema łysymi białymi facetami w środku, w wiejskim Mozambiku, nie jest czymś, co widzi się codziennie w tych stronach!

Na granicę docieramy po południu... Jest zimno (Suazi to kraj górzysty, a w kwietniu jest już późna jesień), ale po załatwieniu formalności celnych udaje nam się przekroczyć granicę i w końcu spotykamy Ncamiso Vilakato, byłego studenta Uniwersytetu Świętego Krzyża w Rzymie, który przywita nas i będzie naszym przewodnikiem przez kilka następnych dni, aby pokazać nam służbę, jaką pełni dla lokalnego Kościoła i rolę Kościoła w tym kraju.

Podczas pozostałych dwóch godzin podróży, w większości po wygodnej, opustoszałej autostradzie, którą król eSwatini chciał zbudować w swoim kraju po tym, jak zobaczył te w RPA, wyczuwa się wyraźną różnicę między Suazi a Mozambikiem: różne potęgi kolonizacyjne przyniosły różne języki (portugalski w Mozambiku, angielski w eSwatini), różne zwyczaje i całkowicie anglosaskie poczucie porządku w małym kraju, do którego właśnie wjechaliśmy.

Wyjechałem z Rzymu w niedzielę 14 kwietnia o 10:30 rano... W końcu dotarłem do Hlatikulu, na południu Suazi i 40 km od granicy z RPA, o 21:00 w poniedziałek 15 kwietnia, po 12 000 km i około 35 godzinach! Hlatikulu, wioska licząca 2000 mieszkańców, położona w najwyższym punkcie kraju (ponad 1200 metrów nad poziomem morza) pokazała nam Afrykę, jakiej się nie spodziewaliśmy (poza impalą, która przeszła przez drogę tuż przed nami): zimno, mgłę i deszcz.

Suazi czy eSwatini?

Kraj znany niegdyś jako Suazi został przemianowany na eSwatini dekretem królewskim w 2018 roku. W rzeczywistości oba terminy są używane i mają to samo znaczenie: kraina swatisdominującą grupą etniczną w tym stanie.

Znajduje się w Afryce Subsaharyjskiej, ma powierzchnię zaledwie 17 363 km² i populację nieco ponad miliona mieszkańców, z których około 80% to ludność etniczna. swatis (co czyni go jednym z niewielu krajów w Afryce charakteryzujących się dużą większością etniczną z nieznacznymi mniejszościami), plus 12% Zulusów i Sotho (inny gatunek Bantu) oraz niewielki procent białych Anglosasów lub Burów, mieszkańców Bliskiego Wschodu i Hindusów.

Muszę przyznać, że chociaż znam wiele osób pochodzenia afrykańskiego, koncentrując się na Bliskim Wschodzie, nigdy nie interesowałem się językami niesemickimi i byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że języki Bantu (w tym Bantu) nie pochodzą z Afryki. swatiBantu, język Suazi, Zulu i suahili) stanowią największą grupę językową lub rodzinę językową w Afryce: do 300 języków o wspólnym pochodzeniu (lud Bantu, pierwotnie osiadły między Kamerunem a Nigerią, który następnie rozprzestrzenił się w środkowej i południowej Afryce w wyniku migracji trwających tysiące lat). Wystarczy pomyśleć o tych językach (które są częścią dużej nigeryjsko-kordofańskiej rodziny językowej, której najbardziej rozpowszechnionym językiem, prawdziwą lingua franca w całej Afryce Wschodniej, jest suahili, z prawie 72 milionami użytkowników: Hakuna matata!) są używane w całej Afryce Środkowej i Południowej i często są wzajemnie zrozumiałe (na przykład osoby mówiące w języku Xosa lub Zulu mogą zrozumieć osoby mówiące w języku Swati lub Sotho i odwrotnie).

W ten sposób dowiedziałem się, że na przykład mszał, w którym odprawiana jest msza w eSwatini, jest w innym języku (Zulu), który jednak jest łatwo rozumiany przez miejscową ludność, która mówi w Swati, blisko spokrewnionym języku.

©Gerardo Ferrara

Trochę historii

eSwatini ma bogatą i złożoną historię zakorzenioną w przedkolonialnej przeszłości Afryki Subsaharyjskiej, której początki sięgają migracji ludów Bantu z Nigerii i Kamerunu, które przybyły na ten obszar około 1000 roku, wypierając rdzenną ludność Buszmenów. 

Dzisiejsza dominująca grupa etniczna, Swazi, pojawiła się w XVIII wieku wraz z utworzeniem królestwa kierowanego przez króla Ngwane III. Królestwo Swazi rozwijało się poprzez naprzemienne sojusze małżeńskie i wojny z innymi grupami etnicznymi, zwłaszcza Zulusami (rozprzestrzenionymi głównie na północy dzisiejszej Republiki Południowej Afryki).

Jednak w XIX wieku Suazi stanęli w obliczu presji ze strony europejskiego osadnictwa w regionie. W tym okresie Brytyjczycy wprowadzili system administracji pośredniej, przyznając pozory autonomii monarchii Suazi.

W 1968 r., za panowania Sobhuzy II, eSwatini uzyskało niepodległość od Wielkiej Brytanii i było w stanie znacznie się rozwinąć dzięki górnictwu i rolnictwu.

Po śmierci Sobhuzy II w 1982 r. władza przeszła w ręce jego syna Mswatiego III, obecnego monarchy kraju. Jego rządy charakteryzowały się krytyką za brak demokracji i łamanie praw człowieka. Mswati w szczególności ogłosił nową konstytucję w 2006 r., która wprowadziła monarchię absolutną, ograniczyła, a raczej unieważniła, uprawnienia parlamentu i rozwiązała partie polityczne (obecnie ograniczone tylko do stowarzyszeń przedstawicielskich).

Dramat AIDS

Od lat 80-tych Suazi stoi w obliczu poważnych wyzwań, takich jak powszechne ubóstwo, HIV/AIDS, nierówności gospodarcze i niedobór zasobów. 

W szczególności AIDS pochłonęło tysiące ofiar, do tego stopnia, że w 2017 r. 28,8% populacji w wieku 15-49 lat było zarażonych wirusem, zgodnie z Programem Narodów Zjednoczonych ds. 

Tylko w 2016 roku odnotowano 9 443 nowe przypadki i ponad 3 000 zgonów z powodu HIV. 

Dawne Suazi jest państwem na świecie o najwyższej częstości występowania wirusa HIV wśród ludności. Epidemia jest uogólniona: to znaczy, że dotyka całą populację, chociaż niektóre grupy (prostytutki, młodzież, młode kobiety i homoseksualiści) bardziej niż inne.

Skalę zjawiska można przypisać tradycjom przodków, które zezwalają na poligamię i uważają prokreację za oznakę dobrobytu (sam król Mswati ma 11 żon, 35 dzieci i 3 wnuków), a także słabej kulturze zapobiegania i bezwładności instytucji przez dziesięciolecia w tworzeniu poważnego programu profilaktycznego. Z powodu ubóstwa wiele młodych dziewcząt ucieka się do prostytucji, co sprzyja rozprzestrzenianiu się wirusa. 

Dopiero w 2004 r. rozpoczęto wdrażanie terapii antyretrowirusowej (ART), która okazała się bardzo skuteczna, do tego stopnia, że od 2011 r. zachorowalność wśród dorosłych spadła o połowę, podobnie jak liczba urodzeń zakażonych wirusem HIV, dzięki obowiązkowemu leczeniu kobiet w ciąży i karmiących piersią (szacuje się, że obecnie 90% osób zakażonych wirusem HIV zostało zdiagnozowanych i otrzymuje ART).

Istnieje wiele organizacji pozarządowych zaangażowanych w walkę z chorobą, a Kościół katolicki jest w czołówce, ze swoimi wyspecjalizowanymi ośrodkami, w tym Sióstr Misjonarek Najświętszego Serca Jezusa w Mission San Felipe (które mieliśmy okazję odwiedzić), które oferują programy nie tylko w zakresie zapobiegania i leczenia AIDS/HIV (zwłaszcza dla kobiet w ciąży, gdzie leczenie antyretrowirusowe blokuje przenoszenie wirusa na płód, który może urodzić się zdrowy), ale także w walce z ubóstwem i brakiem edukacji, przemocą na tle płciowym i innymi wyniszczającymi chorobami, takimi jak gruźlica i rak szyjki macicy.

Suazi zostało tak zdewastowane przez AIDS i jego konsekwencje dla ludności, że król Mswati III wprowadził w 2001 r. prawo wymagające czystości (oczywiście kobiecej!) do 24 roku życia.

Dramatyczne konsekwencje epidemii obejmują nie tylko bardzo wysoką śmiertelność wśród dorosłej populacji (ale nie tylko) i drastyczny spadek średniej długości życia, ale także bardzo wysoką liczbę sierot (nie ma oficjalnych danych, ale szacuje się, że około 100 000 dzieci żyje w grupach w warunkach określanych jako dzieciństwo bez dorosłych), dla których w ostatnich latach utworzono tak zwane Punkty Opieki Sąsiedzkiej (VCP), społeczności, w których ludzie organizują się, aby opiekować się sierotami i dziećmi w trudnej sytuacji.  

Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.