Hiszpania

Społeczeństwo dzisiaj. Postchrześcijański, postsekularny i postliberalny.

Chrześcijańscy intelektualiści i politycy stoją przed wyborem wycofania się z życie instytucjonalne czy walkę kulturową. Jedno i drugie, z ryzykiem zredukowania chrześcijaństwa do dającej się manipulować tożsamości ideologicznej.

Ricardo Calleja Rovira-16 lipca 2021 r.-Czas czytania: 3 minuty
Demonstracja

Przez dziesięciolecia większość chrześcijan - i magisterium pastorów - przyłączała się do wielkiego społecznego konsensusu w sprawie prawomocności istniejących instytucji, nawet jeśli potrafiła wskazać ich braki. W tym otwartym społeczeństwie chrześcijanie proponowaliby, a nie narzucali swoje pomysły, przyjmując reguły gry jako jeden z graczy. Ufni w moc prawdy i w instytucjonalne kanały systemu politycznego, dążyli do przekonywania słowem i przykładem. W ten sposób mieli nadzieję zachować podstawy wspólnego życia, które w ich rozumieniu nie było sprawą wiary religijnej. Zostali skonfrontowani z ideologiami sekularyzacyjnymi, które podkopały te fundamenty: godność osoby i rodziny, definicję małżeństwa, religijny wymiar osoby, opiekę nad potrzebującymi itd. To, co Benedykt XVI nazwał niekiedy "zasadami nienegocjowalnymi".

Jednak warunki, w których to twierdzono, uległy znacznej zmianie. 

Ryzykując drastyczność, możemy powiedzieć, że dziś nie mamy już do czynienia ze scenariuszem społeczeństw zasadniczo chrześcijańskich, stawiających czoła napięciom procesu sekularyzacji poprzez reguły gry liberalizmu politycznego. Jesteśmy w społeczeństwach coraz bardziej postchrześcijańskich, postsekularnych i postliberalnych.

Dzisiejsze społeczeństwo

Post-chrześcijańska ponieważ pojawiają się nowe zasady sprawiedliwości, które nie są już "Cnoty chrześcijańskie oszalały", jak powiedział Chesterton. Mam tu na myśli np. negowanie wyjątkowości gatunku ludzkiego, godności jednostki, racjonalności jako normy w debatach, domniemania niewinności itp.

Post-sekularny ponieważ skutkiem postępującego zaniku chrześcijaństwa nie jest mniej religijne społeczeństwo w ogóle, ale zastąpienie chrześcijaństwa przez nowe religie cywilne. Mam na myśli zjawiska ideologiczne związane z polityką tożsamości, radykalnym ekologizmem, animalizmem i tak dalej. To nie są alternatywne pomysły w ramach spektrum wolnych wyborów w społeczeństwie, ale próba zmiany zasad wspólnego życia u podstaw. A wyrażają się one nie w sposób dyskursywny, lecz przede wszystkim w sposób tożsamościowy, emocjonalny i zbiorowy, a powiedzielibyśmy wręcz, że sakramentalny. Nowa religia - lub zbiór religii - która burzy bożki i posągi poprzedniej i ustanawia nowe tabu.

Post-liberałowie ponieważ zanika konsensus w sprawie wspólnych instytucji, dążenie do społeczeństwa wolnych i równych jednostek, znaczenie poszanowania reguł gry instytucjonalnej z jej przemiennością władzy i względną neutralnością przestrzeni publicznej oraz spójność społeczna typowa dla zamożnych klas średnich. Jesteśmy świadkami prób okupowania instytucji z hegemonicznym zapałem oraz emotywistycznej fragmentacji opinii publicznej, która ogranicza wspólne miejsca spotkań. Pojawiają się nieliberalne formy demokracji -plebiscytowa, caudillista, identitarna - i rośnie sympatia dla reżimów bliższych technokratycznemu autorytaryzmowi.

Postawa chrześcijanina

W obliczu tych scenariuszy wspomniana na początku synteza przestaje być aktualna jako realna możliwość działania społecznego i politycznego, niezależnie od tego, jak bardzo można żałować lub tęsknić za nią. Bezkrytyczna asymilacja kontekstu coraz bardziej oddalającego się od chrześcijaństwa nie wydaje się słuszną ani atrakcyjną opcją. Samo zaangażowanie ekspertów w instytucje - samo w sobie nienaganne - nie wystarczy, by skutecznie przyczynić się do wzmocnienia fundamentów życia politycznego, które są stale atakowane. Nawet najbardziej klasyczny i racjonalny liberalizm nie wydaje się mieć siły przyciągania wyborczego, ani woli obrony pewnych podstawowych wartości merytorycznych z perspektywy chrześcijańskiej.

W chrześcijańskich kręgach intelektualnych i politycznych pojawiają się opcje bardziej identytarne. Niektórzy promują "wycofanie się" z instytucjonalnego życia politycznego, ze względu na jego korupcyjny wpływ na indywidualny charakter i debatę publiczną. Inni jednak przyjmują postawę konfliktową i przygotowują się do prowadzenia walki kulturowej z instytucji. W obu przypadkach z ryzykiem sprowadzenia chrześcijaństwa do ideologicznej lub kulturowej tożsamości, którą można manipulować i która jest w zasadzie pusta. I z perypetiami związanymi z koniecznością wyrzeczenia się mniej lub bardziej cywilizowanych reguł zachowania demokratycznej polityki, do których byliśmy przyzwyczajeni. Bo sposobem na zaistnienie w przestrzeni publicznej jako szykanowana mniejszość nie jest już serdeczność czy zwykłe dyskretne korzystanie ze swoich praw i obowiązków. Wielu chrześcijan czuje, że musi dać się usłyszeć, nawet jeśli brzmi to ostro, nawet jeśli przysparza im wrogości w ich środowisku społecznym i generuje konflikty w sferze publicznej. I zawsze istnieje pokusa, aby stać się wewnętrznie nietolerancyjnym wobec tych, którzy nie toczą bitew tak, jak uważamy, że powinny być toczone. Albo po prostu z tymi, którzy z nimi walczą, jeśli ktoś uważa, że w pierwszej kolejności należy unikać konfrontacji.

Jak pisał Nietzsche, ten, kto walczy z potworem, musi uważać, by nie stać się kolejnym potworem. Gdzie jest granica? Czy to sprzyja przyjaźni społecznej i dobru wspólnemu, jak proponuje papież Franciszek i cała klasyczna tradycja polityki? A jednocześnie, czy obywatelska konfrontacja nie jest bardziej szczerym sposobem spotkania niż dialog głuchych czy milczenie baranków?

AutorRicardo Calleja Rovira

Profesor etyki biznesu i negocjacji w IESE Business School. Doktorat z prawa na Uniwersytecie Complutense w Madrycie.

Więcej
Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.