Inicjatywy

Opieka nad starszymi księżmi

Wiele wspomnień pozostanie w mojej pamięci w dniu, w którym opuszczę seminarium. Wyróżnia się jedna, ujmująca i pouczająca: wizyty w domu starców, gdzie przebywa kilku starszych lub chorych księży. Początek Roku Miłosierdzia przypomniał mi o tych przyjemnych zajęciach.

Sergio Palazón-27 stycznia 2016 r.-Czas czytania: 3 minuty

To jest mój szósty rok w seminarium. Od dwóch miesięcy jestem diakonem i mój czas jest teraz podzielony między seminarium (od poniedziałku do piątku) i parafię (w weekendy). Co roku rektor seminarium, rozdzielając seminarzystom zadania duszpasterskie, wyznacza niektórym z nich zadanie udania się do tych rezydencji, a w szczególności zainteresowania się obecnymi tam kapłanami, towarzyszenia im, uczestniczenia w różnych posługach, których potrzebują itp.

Na drugim roku zostałam wysłana do domu starców prowadzonego przez zakonnice. Zazwyczaj chodzimy parami, ale tym razem musiałam iść sama. Pamiętam, że pierwszego dnia, na stojąco, przed wejściem, modliłem się do Najświętszej Panny. Nie wiedziałem, co i jak mogę tam zrobić. Zawsze szczęśliwie jest wiedzieć, że Pan jest z nami przez cały czas, a tym bardziej, jeśli, jak w tym przypadku, jest kaplica i tabernakulum. W każdej nowej sytuacji zawsze mamy przynajmniej jedną Osobę, którą znamy, a to, dla tych z nas, którym trudno zrobić pierwszy krok, jest zawsze źródłem pewności siebie.

Chodziłam po rezydencji, obserwowałam, poznawałam ludzi, a za ich pośrednictwem pytałam i zadawałam pytania. Będę częścią tego. Modli się za mnie i mądrze radzi ze swojego doświadczenia. Od czasu do czasu udajemy się do sanktuarium maryjnego, aby wspólnie odmówić różaniec lub odbyć pielgrzymkę; myślę, że właśnie w tych chwilach jesteśmy najmocniej zjednoczeni. Kolejną niespodzianką było spotkanie w rezydencji księdza, obecnie już nieżyjącego, który celebrował ślub mojej siostry.

Przechodzą przez nasze życie wylewając łaskę Chrystusa, obsypując nas Jego błogosławieństwami i przychodzi taki moment, że właśnie dlatego, że oddali się w pełni Chrystusowi, zostali sami... Ale nie! Bóg jest z nimi i już tutaj przewidują wieczne szczęście, które czeka ich w niebie i odbija się ono na ich twarzach. Robimy im wielką przysługę, zbliżając się do nich, dzieląc się naszym czasem; ale o wiele większy jest skarb, który mają i mogą nam zostawić, jeśli go wykorzystamy.

Kilka przykładowych przypadków

Jest taki chory i praktycznie niewidomy ksiądz, który napisał ponad pół tuzina książek. Oczywiście potrzebuje pomocy, ale jego ograniczenia nie umniejszają jego zainteresowania książkami i ducha przedsiębiorczości. Kilku innych księży i seminarzystów pomaga mu jak tylko możemy. I być może ta sama pasja pomogła mu przezwyciężyć chwilowy zastój, którego doświadczył kilka lat temu, spowodowany chorobami.

Przez pewien czas, aż do śmierci, mieszkał tam również ksiądz o duszy artysty. W ostatnim okresie był upośledzony umysłowo przez ciężką chorobę. Dopóki był przytomny, opiekowaliśmy się nim z całą czułością, a także wtedy, gdy nie był już w stanie rozpoznać ludzi. Zawsze czułem, że cała diecezja jest mu dłużna za jego wysiłki w celu odzyskania i przywrócenia cennych starych obrazów.

Inni kapłani nie wyróżniają się niczym szczególnym, poza tym, że spędzili prawie sześćdziesiąt lub siedemdziesiąt lat swojego życia w duszpasterskiej służbie wiernym. Ilu ludzi osiągnie niebo dzięki dobremu pasterzowaniu tych kapłanów! Wydaje mi się, że miłosierdzie okazywane przez nich, dzień po dniu, nie jest małym miłosierdziem, nawet jeśli można je zaliczyć do dzieł charytatywnych na rzecz ubogich.

Można by pomyśleć, że oni już wiele zrobili dla Kościoła i że w ich wieku nie mają już nic więcej do zrobienia; ale to byłby błąd. Myślę o jednym z nich, który jeszcze żyje, i o tym, jak spędza godziny swojego czasu na modlitwie bez wytchnienia. Kto może powiedzieć, że godziny, które spędził w swojej aktywnej pracy duszpasterskiej, były bardziej wartościowe niż modlitwy, które teraz idą do nieba z jego ust i z jego serca? A poza tym szczególnym przypadkiem, jak bardzo oni wszyscy się modlą! Szczególnie o powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego.

Znany ksiądz przeszedł niedawno operację nowotworu. Była to długa (jedenaście godzin) i skomplikowana operacja, która dzięki Bogu przebiegła pomyślnie. Po pierwszych dniach niepewności stopniowo dochodził do siebie mimo zaawansowanego wieku. Opowiadam tę historię, ponieważ podczas jego długiej rekonwalescencji obecna była bliska krewna; nie było możliwe, aby sama opiekowała się księdzem dzień i noc. Ale przy dobrej woli i odrobinie poświęcenia wszystko da się załatwić. W tym przypadku poprzez oparcie się na rzeczywistości kapłańskiej wspólnoty braterskiej przeżywanej z troską.

Grupa przyjaciół księdza wyznaczyła niezbędne zmiany w opiece nad chorym, tak by zawsze mu towarzyszył. Na początku nie wydawało się to łatwe, biorąc pod uwagę pracę, jaką każdy z nich musiał wykonać; ale z łaską Bożą i tym "plusem" poświęcenia, o którym mówię, wszystko się udało. Pielęgniarki w szpitalu były zdumione ilością księży, którzy przychodzili, by opiekować się chorymi.

Jeden z nich powiedział mi, jakim wielkim dobrem wewnętrznym dla jego duszy było zajmowanie się tym bratem kapłanem; widzieć jego cierpliwość, jego zmysł nadprzyrodzony, nawet dobry ludzki humor, było dla niego niezapomnianą lekcją. I wszyscy doświadczyli tego samego. Zawsze bogatsze jest dawanie niż otrzymywanie.

AutorSergio Palazón

Diecezja Cartagena (Hiszpania)

Więcej
Biuletyn informacyjny La Brújula Zostaw nam swój e-mail i otrzymuj co tydzień najnowsze wiadomości z katolickim punktem widzenia.