Peter Žatkuľák jest katolickim księdzem. Ma 40 lat i od 21 lat jest salezjaninem księdza Bosko. Kiedy w 2008 r. powierzono duszpasterstwo w Luníku IX jego wspólnocie zakonnej, nie wahał się podjąć tego wyzwania, wraz ze swoim bratem zakonnym Piotrem Beshenyei. W ten sposób zaczął pisać nowy rozdział swojego życia. Chociaż warunki duszpasterskie w dzielnicy, gdzie zdecydowana większość mieszkańców należy do mniejszości romskiej (cygańskiej), nie są łatwe, i po przerwie w placówce salezjańskiej w Żylinie, Piotr powrócił do Luníka IX, gdzie pozostaje do dziś. Dziś jest odpowiedzialny za duszpasterstwo Romów, wraz z trzema innymi salezjanami.
Tak tłumaczy swoją pracę, w tym wywiadzie dla Omnes.
Peter, co to jest Luník IX?
Luník IX to miejskie getto, rządzące się swoimi prawami. I to właśnie te zasady produkują tutaj nieszczęście. Niewielka mniejszość uważa, że większość powinna uszanować ton, jaki nadaje: głośna muzyka do późnej nocy, dzieci wybiegające z domu po kolacji, palące się pojemniki, śmieci na ulicy...
Jak to możliwe, że w takim mieście jak Koszyce, które w 2013 roku otrzymało tytuł Europejskiego Miasta Kultury, powstało getto?
Pierwotnie Luník IX miał być zwykłym osiedlem w Koszycach, podobnie jak inne dzielnice o nazwie Luník, które istnieją i normalnie funkcjonują w mieście. Luník IX jest nawet bardzo dobrze położony. Około 2000 roku mieszkali tu również Słowacy. Ale potem nastąpiła zmiana. Miasto musiało "oczyścić" zabytkowe domy w centrum miasta, w których mieszkali Romowie, i zaoferowało im alternatywne mieszkania socjalne w nowej dzielnicy Luník IX. Jak już mówiłem, na początku w dzielnicy mieszkali również Słowacy, ale po przybyciu Romów stopniowo zaczęli ją opuszczać.
Kiedy przyjechaliśmy w 2008 roku, było około 8 tysięcy osób, a teraz jest ich 4,3 tysiąca. Ci, którzy chcieli wyjechać i mogli wyjechać, wyjechali. Z jednej strony cieszymy się z ludzi, którzy go stworzyli, ale z drugiej oznacza to, że ogólna sytuacja jest coraz gorsza.
Jak postrzegasz stosunek naszego społeczeństwa do sytuacji społeczności romskiej?
Luník IX jest lustrem społeczeństwa. Odzwierciedla to, czy pozwalamy ludziom z problemami pogrążać się coraz głębiej w jeszcze większych problemach, czy też podajemy im pomocną dłoń. Albo czy dajemy im wszystko za darmo i nie wzmacniamy ich, by mogli sami zapewnić sobie to, czego potrzebują.
Czy uważasz, że Słowacja jest naprawdę zainteresowana integracją Romów ze społeczeństwem?
Nadal ich nie akceptujemy. Ale są też społeczności, w których są one akceptowane. To jak podróż w obie strony. Nie powiedziałbym, że Romowie stanowią problem lub że nie są zintegrowani. Jest to nasz wspólny problem. Z Romów i z białych. Nie jesteśmy otwarci na przyjęcie kogoś innego. Ale większość Romów na Słowacji jest zintegrowana; mówimy o mniejszości Romów.
Co pomyślałeś, kiedy usłyszałeś, że papież Franciszek przyjedzie do Luníka IX?
Że jest to doskonały wybór. Mamy świadomość, że nie wiemy, jak prowadzić duszpasterstwo z Romami. Od ponad 30 lat Kościół katolicki na Słowacji pracuje wśród Romów, ale nie widzimy wielkich owoców. Widzimy pojedynczych Cyganów, dziesiątki czy setki osób, które przyjęły wiarę. Ale nie jest to coś masowego. Franciszek to komunikuje: chodzi o to, by spotkać tych ludzi, każdego z nich osobiście. By dać im swój uśmiech. Jeśli nie zaprzyjaźnimy się z nimi, Romowie nie przyjmą wiary.
Wspomniałeś, że niektórym Cyganom udaje się wytrzymać, a inni przyjmują wiarę. Co sprawia, że niektórzy z nich się nawracają?
Wszyscy Romowie, którzy się nawrócili i udało im się wyjść na prostą, mieli w swoim życiu kogoś wartościowego, kogoś, kto dał im poczucie godności, kogoś, z kim stworzyli długotrwały związek. Ci ludzie dorastali. Kluczowa jest relacja osobista, przyjaźń. Jeśli nie dam sobie, nie mogę dać mojemu Bogu. Jeśli nie przekonam ich do siebie jako osoby, jeśli nie stanę się ich przyjacielem, nie ma sensu rozmawiać z nimi o wierze.
Jak Romowie odbierają gest odwiedzenia ich przez papieża?
Wraz z przyjściem Franciszka ludzie są bardziej otwarci. On przychodzi, by tworzyć relacje osobowe, a my musimy kontynuować tę otwartość. Po wizycie będziemy dla nich papieżem Franciszkiem. To jest potężna rzecz.
Czy widzi Pan wizytę papieża jako szansę na zmiany?
Jak już wspomniałem, w Luniku IX punktem wyjścia jest to, że mniejszość dyktuje większości zasady i ciągnie ją w dół. Większość ma tego dość. Teraz, przed wizytą papieża, czuć, że ci, którzy są dobrzy, ale wcześniej bali się wyrazić, zaczynają działać, wyrażać się na zewnątrz. Na przykład, pracują nad naprawą zewnętrznych elementów i tego typu rzeczy.
Jednym z tematów papieża są peryferia. Masz osobiste doświadczenia z peryferiami - o czym to świadczy?
Peryferia odnoszą się do wewnętrznej samoakceptacji, do pewności siebie.
A co z biedą?
Ubóstwo to nie tylko kwestia pieniędzy. Czasami pytam dzieci w Luniku IX: dlaczego nie macie butów, poproście o nie rodziców, bo wiem, że jak dziecko poprosi o buty, to je dostanie. Problem leży gdzie indziej. Trzeba ich chcieć.
Największym ubóstwem jest ubóstwo relacji. Dzieci są maltretowane i zaniedbywane. W domu jest krzyk i brak rozmów. Często uczą się mówić u nas lub w szkole.
Na początku staraliśmy się pomagać Romom także bardziej od strony materialnej. Ale potem zdaliśmy sobie sprawę, że nie mamy na to środków. Ustalamy priorytety. Naszym priorytetem nie jest pomoc materialna. Bardziej interesuje nas pomoc duchowa. Pomoc materialna może być, ale nie jest ona głównym powodem, dla którego jestem w Kościele.